niedziela, 21 kwietnia 2013

5 - Zimny prysznic




Ku  pamięci R. Do zobaczenia w tym lepszym świecie.


 


-Boże, kolejny…- mruknęłam, przewracając oczami.
-Cześć…- mężczyzna odezwał się niepewnie. Nie słysząc odpowiedzi z mojej strony, podszedł bliżej i usiadł na skraju łóżka, obok mnie.- Jestem Iker. Przyszedłem do ciebie po to, by przeprosić cię za tych idiotów. Kiedy się dowiedziałem, co kombinują, miałem ochotę ich zabić.- westchnął.
Nadal się nie odzywałam, dlatego po jakichś dwóch minutach Casillas wstał i udał się w kierunku drzwi.- Obawiałem się, że tak będzie. Czy oni zawsze muszą robić złe pierwsze wrażenie, na czym zwykle to ja tracę…?- szarpnął za klamkę.
-Zaczekaj.- w końcu się odważyłam.- Przepraszam, głupio się zachowałam. Przecież na ciebie nie mogę być zła… Na razie.- zaśmiałam się krótko, po czym gestem poprosiłam go, by usiadł obok.- Jestem Laura.
Bramkarz Los Blancos wykonał moje polecenie.- Jak dałaś się tu zaciągnąć?- zapytał zaintrygowany.- Akurat tego Ramos nie chciał mi powiedzieć.
-Cóż, nie miałam nic do gadania. Wpadliśmy na siebie na ulicy, wymieniliśmy kilka zdań, po czym po prostu mnie podniósł i przywlekł tutaj.
-Co za… nieważne.- zmarszczył brwi, po chwili wybuchając niekontrolowanym śmiechem.- Przepraszam.- wyksztusił.- Przypomniały mi się ich miny na widok mojej reakcji. Gapili się, jakby stanął przed nimi jakiś duch!
-Jak zareagowałeś?- spojrzałam na niego nieśmiało.
-Cóż… Dostali… Upomnienie, lekko mówiąc. To zabawne, że znają mnie tyle lat, a zawsze jest to samo. Przecież dobrze wiedzą, że nie dołączę do ich głupich gierek. Ale, teraz mogę zrobić wyjątek i uratować ofiarę tego zamieszania.- Iker uśmiechnął się życzliwie.
-A ja już myślałam, że piłkarze Realu są…
-Idiotami?- zaśmiał się.- Uwierz mi, że nie wszyscy.
-Widzę. Przywróciłeś mi nadzieję, znajdując się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie.- kąciki moich ust uniosły się delikatnie.
Piłkarz odpowiedział mi tym samym.- Widzę, że nam nie kibicujesz.- skinął głową na koszulkę, którą miałam na sobie.
-Im nie.- odparłam.- Tobie tak, ale w reprezentacji.- puściłam oczko.
-Zastanawia mnie jedno. Skoro jesteś w Hiszpanii i… wolisz Barcelonę, to dlaczego nie jesteś teraz właśnie tam?- uniósł brwi w oczekiwaniu na wyjaśnienia.
-Cóż, zostałam uwięziona.- zaśmiałam się.- Mieszkam w Katalonii, do Madrytu przyjechałam na kilka dni, bo… naprawdę polubiłam to miasto. Ma w sobie coś wyjątkowego. Mam tu ciotkę i kolegę, więc chciałam ich jeszcze odwiedzić, ale przez Sergio to już chyba nie będzie możliwe, a trener na pewno nie pozwoli mi zostać tutaj dłużej…- na mojej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.- Cóż, nie mogę narażać tego, co już udało mi się osiągnąć.
-Trener?- Casillas uniósł brew.
-Tak, gram w damskiej sekcji Blaugrany.- uśmiechnęłam się szeroko, dumnie odgarniając włosy, które zasłaniały herb FCB.
-Nie będzie zadowolony jak się dowie, że jego podopieczna została porwana przez piłkarzy Realu.- stwierdził.
-Jakoś mu to wyjaśnię. Bardziej obawiam się konfrontacji ze współlokatorką, której obiecałam, że przez te trzy dni będę biegać…- zachichotałam.- Chyba będę musiała zmusić Ramosa do tego, żeby sam wyjaśnił jej powód złamania przeze mnie przysięgi.
-Chciałbym to zobaczyć…- powiedział mój towarzysz.- Zaraz, co z twoją ręką?- wskazał palcem na owiniętą bandażem kończynę.
-To też sprawka twojego kolegi z drużyny.- wzruszyłam ramionami.- Już prawie nie boli, ale odczuwam lekki dyskomfort.
-Co on ci zrobił…?
Wybuchłam śmiechem, wspominając to wydarzenie.- Upuścił mnie na betonowy chodnik po tym, jak poczochrałam mu włosy…
-No tak, fryzura Ramosa jest świętością, nikt nie ma prawa jej dotknąć.- pokiwał głową w geście bezradności.
-Szkoda, że dowiedziałam się o tym trochę za późno.- westchnęłam.- Mam pomysł!- podskoczyłam jak oparzona.- Mam ochotę się na nich odegrać…- poruszyłam brwiami, uśmiechając się tajemniczo.- Zgodzisz się być moim wspólnikiem?- spojrzałam na niego z nadzieją.- Nie chcę zostać tutaj na noc… to nie będzie bezpieczne.
-Masz rację.- stwierdził Iker.- Dobrze więc, wspólniczko, masz już jakiś konkretny plan?
-No jasne!- krzyknęłam, po czym zabrałam się do opowiadania piłkarzowi o tym, co mam zamiar zrobić.

* * *

Zeszłam do salonu.- Sergio? Gdzie jesteś?- przygryzłam wargę. Miałam na sobie jedynie długą koszulkę na ramiączkach, która sięgała mi do połowy ud. Była doskonałym sposobem do zwabienia Ramosa.
-Co jest? Znów chcesz uciekać?- odezwał się Ronaldo, siedzący na kanapie. Był tak zainteresowany meczem transmitowanym w telewizji, że nawet na mnie nie spojrzał.
-Niech cię to nie interesuje.- odparłam.- Nie widziałeś go nigdzie?
-Może widziałem, może nie…- powiedział tajemniczo, tym razem kierując na mnie wzrok.- O cholera, nieźle.- wyrwało mu się. Momentalnie wstał i wykonał kilka kroków w moją stronę.
-Nawet nie próbuj.- syknęłam.- Łapy przy sobie!
-Jasne, jasne.- uśmiechnął się szeroko, ukazując rządek śnieżnobiałych zębów, przyprawiając mnie tym samym o lekki zawrót głowy. Nie lubiłam go, ale trzeba mu przyznać, że uśmiech ma nieziemski. Korzystając z chwilowej niemocy mojego umysłu, podbiegł i położył ręce na mojej talii, podniósł mnie, wymuszając, bym splotła nogi na jego biodrach. Musiałam – inaczej wylądowałabym na podłodze.
-Sprytnie.- mruknęłam, próbując wyrwać się z uścisku.
-Nic z tego.- odgarnął mi włosy z twarzy.- Bez koszulki Barcelony wyglądasz lepiej.- stwierdził, poruszając brwiami.
Starałam się go ignorować. Chciałam tylko uwolnić się od niego, co było wręcz niemożliwe. Moje drobne ciało nie dawało rady umięśnionym ramionom piłkarza. Powoli zaczynałam ulegać jego głębokiemu spojrzeniu, pięknemu uśmiechowi i tej portugalskiej karnacji… Co jest ze mną nie tak?! Okej. Głęboki oddech i powrót do rzeczywistości. Zdałam sobie sprawę, że jeśli zaraz nie wydostanę się z jego objęć, nasz plan może nie wypalić.- No już, puść mnie.
Cristiano usiadł na kanapie, sadzając mnie sobie na kolanach. Nie było sensu się wiercić, i tak nie miałam szans. Skrzyżowałam ręce na piersiach i czekałam na pomoc.
-Ech, nie tak to miało wyglądać…- szepnęłam sama do siebie.
CR7 zsunął mi ramiączko.- No, rozluźnij się.- puścił oczko.
Wtedy zauważyłam, jak Iker wychyla się zza ściany, dając mi znak, bym uciekła od Ronaldo.
Wykonałam polecenie mojego wspólnika. Zwinnym ruchem wstałam i pobiegłam w stronę kuchni. Portugalczyk oczywiście pomknął za mną najszybciej jak potrafił. Gdyby nie Casillas, który właśnie… wylał na kolegę z drużyny wiadro zimnej wody! Dobrze to rozegrał. Nagle przestałam żałować, że Ramosa nie ma w pobliżu. Napastnikowi Królewskich też  się należało!
Opierałam się o blat kuchenny, niemal płacząc ze śmiechu na widok miny Crisa, kiedy w domu pojawił się Sergio.
-Trochę nie w porę…- westchnął Iker.- Gdzie byłeś?
Kiedy bramkarz zajął kolegę z drużyny rozmową, a Ronaldo poszedł się przebrać, wyjęłam z szafki spory garnek, wlałam do niego wodę, na palcach podeszłam do mężczyzn, robiąc Ramosowi zimny prysznic.
Znów wybuchłam głośnym śmiechem.- Wyglądasz jak przemoczony kurczak!- wyksztusiłam, co wywołało śmiech również u Casillasa. 
Przeczesał włosy palcami.- O nie, przegięłaś.- i ruszył wprost na mnie z zawrotną prędkością.
Zwinnie przeskakiwałam przez kanapy w salonie, później slalomem pokonałam krzewy w ogrodzie. Byłam z siebie niesamowicie dumna, piłkarz nie mógł mnie dogonić! Kiedy jednak znaleźliśmy się na drodze, zatrzymałam się.- Okej, okej. Jestem do twojej dyspozycji.- uniosłam ręce na znak kapitulacji.
Sergio poruszył znacząco brwiami.- To mi się podoba.- zbliżył się do mnie.
-O nie, kolego.- pokiwałam palcem przed jego twarzą.- Nie w tym sensie!
-Masz chłopaka?
-Nie.
-Więc w czym problem?- wzruszył ramionami.
Wywróciłam oczami.- To, że nie mam chłopaka oznacza, że mam iść z tobą do łóżka, tak?- zaśmiałam się drwiąco.
-No… Tak.- kąciki jego ust uniosły się mimowolnie.- Daj spokój, przecież widzę, że na mnie lecisz! Działam na ciebie jak magnes.- szepnął.
Prychnęłam.- Nie pozwolę ci się dotknąć, choćbyś miał mnie stąd nie wypuścić do końca życia.- wycedziłam przez zęby.
-Więc już zawsze będziemy dzielić jedno łóżko?!
-Nigdy. Rozumiesz?!- westchnęłam.- Jesteś chory.- stwierdziłam, po czym udałam się w stronę domu. Miałam już serdecznie dość Ramosa, tego miejsca i Madrytu. Chciałam jak najszybciej dostać się do Barcelony. Ile może się ciągnąć moja przygoda z piłkarzami Realu w rolach głównych?! Miało być zupełnie inaczej! Co robić…? O ucieczce nie ma mowy, chociaż po dzisiejszym pościgu ta opcja mogłaby być możliwa. Miałam coraz mniej czasu. Jutro sobota, Sergio będzie chciał zabrać mnie na mecz Królewskich, a to ostatnie, co chcę zobaczyć w Madrycie. Moją  nadzieją był…
-Iker, proszę, pomóż mi. Nie mam już na nic siły.- złapałam się za głowę, krążąc wokół łóżka w… „moim” pokoju.
Bramkarz Los Blancos westchnął, wzruszając ramionami.- Mam pomysł.- wyprostował się.- Możesz przenocować u mnie.- oznajmił niepewnie.
Zastanowiłam się. Dlaczego nie? Casillas był bardziej godny zaufania, niż Ramos!- Chętnie.- uśmiechnęłam się życzliwie.- Dziękuję.
Piłkarz wyszedł z pokoju, a ja zaczęłam zbierać rzeczy, które zdążyłam porozrzucać tego dnia. Ubrania znalazłam nawet pod łóżkiem. Cóż, emocje wzięły górę. Pospiesznie wepchnęłam wszystko do torby i wyszłam z pomieszczenia, trzaskając drzwiami. Zeszłam po schodach na dół, gdzie spotkałam Sergio. Crisa nie było w pobliżu.
-Gdzie się wybierasz?- zmierzył mnie wzrokiem.
-Nocuję u Ikera.- oznajmiłam, szczerząc się.- Dzięki za dzień pełen wrażeń… czy coś.- poklepałam go po ramieniu.
Nie odpowiedział. Stał na środku salonu z szeroko otwartymi oczami. Najwyraźniej tego się nie spodziewał. Kiedy wychodziliśmy z domu, zatrzymał Casillasa. Odsunął go ode mnie na taką odległość,  żebym nic nie słyszała i zaczęli rozmawiać, szepcząc. Wyłapałam tylko „stary, przecież mamy zasadę: lasek sobie nie zabieramy!” – tyle mi wystarczyło. Wyszłam z willi defensora Królewskich, przed którą stało sportowe auto, zapewne Ikera.
Po chwili bramkarz wyszedł na zewnątrz, był zdenerwowany.- Nie pytaj…- uprzedził mnie. Bez słowa wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy.
-Odwieziesz mnie jutro przed meczem na pociąg?- zapytałam, przygryzając wargę.
-Przed meczem? Przecież to wcześnie rano!- zdziwił się.
-Nie chcę zbytnio zawracać ci głowy.
-Przestań. Zostań tyle, ile chcesz.- uśmiechnął się życzliwie.


* * *


-Czuj się jak u siebie.- rzucił Iker, po czym udał się do kuchni i otworzył lodówkę w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.
Jego dom niewiele różnił się od willi Ramosa. Był równie piękny i okazały. Piłkarz wskazał pokój, w którym miałam spędzić najbliższą noc. Wyjęłam z torby najpotrzebniejsze rzeczy, poszłam do łazienki w celu wzięcia chłodnego prysznica, który okazał się zbawieniem. Na dziesięć minut kompletnie wyłączyłam myślenie. Tego mi było trzeba… W końcu jednak musiałam opuścić to przytulne pomieszczenie. Ubrałam się więc, wysuszyłam włosy i udałam do kuchni – mój brzuch zaczął się odzywać, czując cudowny zapach potrawy przyrządzanej przez mojego nowego współlokatora.
Usiadłam na dużym krześle przy barku i obserwowałam, jak się okazało, mistrza kuchni!
Westchnęłam.- Mężczyzna umiejący gotować to skarb.
-Kobiety to uwielbiają…
-I to jak!- usłyszałam kobiecy głos za plecami, który tak mnie wystraszył, że aż podskoczyłam.
Odwróciłam się. Stała przede mną wysoka, długowłosa brunetka o brązowych oczach i przenikliwym spojrzeniu.
-Witaj, Saro.- Iker podszedł do niej i pocałował ją czule.- Lauro, to moja narzeczona.- objął ją ramieniem.- Cóż, myślałem, że poznacie się w innych okolicznościach, ale i tak nie jest najgorzej.- Laura będzie u nas dzisiaj nocować… Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.- piłkarz uśmiechnął się niepewnie.
Kobieta westchnęła.- No cóż, nie wygląda na kryminalistkę.- puściła oczko w moją stronę.- Witaj, Lauro.
Przywitałyśmy się, podając sobie dłonie. Casillas wrócił do sporządzania, jak to określał, swojego specjału, a ja, zszokowana (nie miałam pojęcia, że on ma narzeczoną!), udałam się do swojego pokoju.
Opadłam bezwładnie na łóżko, wyciągając z kieszeni spodenek telefon. Na ekranie zobaczyłam wiadomość od Victora.- „Hej, co jest? Kiedyś mówili o tobie w telewizji, pamiętasz? (wizyta u Rossela…) Widziałaś artykuł na swój temat w El Mundo Deportivo[i]?! Powoli stajesz się sławna, gratulacje!”- przeczytałam głośno. Chyba musiałam przyzwyczaić się do tego, że w Hiszpanii dzień bez mnóstwa wrażeń, to wprost niemożliwe. Co mogli o mnie napisać…? Po krótkim namyśle opuściłam dom Ikera, pozostając niezauważona, po czym pomknęłam najszybciej jak potrafiłam do najbliższego kiosku. Po jakichś dziesięciu minutach biegu dotarłam do celu. Kupiłam hiszpański magazyn, usiadłam na pobliskiej ławce i zaczęłam pochłaniać kolejne linijki tekstu z prędkością światła. Nie wierzyłam własnym oczom. Do artykułu dołączone były zdjęcia, jak wsiadam do auta bramkarza Królewskich i wyjeżdżamy spod domu Ramosa, uśmiechając się do siebie. Na dodatek wyczytałam, że jestem kochanką Ikera, i że jeśli piłkarz nadal będzie pokazywał się ze mną w miejscach publicznych, jego narzeczeństwo zostanie zerwane.
Odłożyłam gazetę na bok i zakryłam twarz dłońmi. Znalazłam się w… dość niekomfortowej sytuacji. Nie wiedziałam, co zrobić, przecież El Mundo Deportivo czyta cała Hiszpania… Przeze mnie Casillas stanie się pośmiewiskiem, a co najgorsze, Sara pewnie nie będzie chciała mu uwierzyć i go zostawi… Nie mogłam do tego dopuścić.
Wyprostowałam się i wzięłam głęboki oddech, kiedy nagle poczułam, jak na moim ramieniu spoczywa czyjaś dłoń. Momentalnie przechyliłam głowę w lewo, gdzie nade mną stał…
-Ronaldo?- westchnęłam.- Jeszcze tylko ciebie mi tu brakowało.- wywróciłam oczami.
-Nie zaczynaj!- oburzył się. Usiadł obok mnie, biorąc w ręce nieszczęsną gazetę.- Widzę, że już czytałaś.
Kiwnęłam twierdząco głową.- Co teraz będzie?- spojrzałam na niego błagalnie. Liczyłam na jakiekolwiek pocieszenie…
-Nic.- odparł, wzruszając ramionami.
-Dzięki za wsparcie.- znów schowałam twarz w dłonie. Czułam się okropnie.- Nie ma sensu dłużej tutaj siedzieć. Wyjaśnię wszystko Sarze i wyjeżdżam do Barcelony.- oznajmiłam poważnym tonem.
-Co?- CR7 zaśmiał się krótko.- Chcesz wyjaśniać jej to?- wskazał palcem na artykuł, który właśnie rujnował moją psychikę.- Przestań. Co jakiś czas w mediach ukazują się takie informacje. Jesteśmy już na to uodpornieni. Nasi najbliżsi też.- uśmiechnął się życzliwie. Wtedy zauważyłam zupełnie innego Cristiano. Nie marnego podrywacza, uważającego się za niewiadomo kogo.
-Tobie odwala tylko w obecności Sergio, tak?- spojrzałam na niego, unosząc brew.
Piłkarz odpowiedział mi śmiechem.- Tak na mnie wpływa.
-Zdecydowanie niekorzystnie.- westchnęłam, wspominając wydarzenia sprzed kilku godzin.- Jak mogliście mnie tam więzić?!
-To była tylko zabawa!- wyszczerzył się.
Pokiwałam głową w geście bezradności.- W takim razie boję się waszych gierek.

* * *

W Madrycie jest tylko jedno miejsce, gdzie mogę zaznać trochę spokoju – dom cioci Kariny. Cieszyłam się, że w końcu udało mi się do niej dotrzeć. Dzień spędzony z Ramosem to było szaleństwo. Boję się wiedzieć, do czego on jest jeszcze zdolny. A Cristiano? Człowiek o dwóch twarzach. W obecności Sergio to idiota (oni dość kiepsko na siebie wpływają…), ale podczas naszej rozmowy na ławce, kiedy byłam zdruzgotana artykułem z gazety, on… Poprawił mi humor. Gdyby nie Ronaldo, zapewne do tej pory miałabym depresję. Dziwnie to brzmi, prawda? Hiszpania zmienia w moim życiu wszystko. Odkąd tu jestem, nie zraziłam do siebie jeszcze nikogo! (Nie jestem pewna tylko co do Ramosa, ale sam wywołał wojnę). Mam tutaj przyjaciela, o którym w Polsce czy w Anglii mogłam co najwyżej pomarzyć. W Barcelonie zrozumiałam, co tak naprawdę znaczy należeć do drużyny piłkarskiej. Pełen profesjonalizm. Najbardziej jednak cieszy mnie fakt, iż poznałam już kilku piłkarzy ukochanego klubu. Co do reprezentantów „wrogiego” teamu też jestem pozytywnie nastawiona. Kiedy razem z Gabrielą analizowałyśmy składy, wybierając z obu drużyn najprzystojniejszych piłkarzy, ustaliłyśmy nie tylko pierwszą jedenastkę. Wyszła jeszcze cała ławka rezerwowych, a nawet trener! Nie wzięłyśmy pod uwagę tylko jednego, wydawać by się mogło, że najważniejszego: umiejętności…

Siedziałam z ciotką w salonie, popijając orzeźwiający sok pomarańczowy. Kobieta opowiadała mi, co się działo podczas mojej nieobecności. I  za to ją pokochałam – nigdy nie wypytywała gdzie i z kim wychodzę, co będę robić, kiedy wrócę, a później nie musiałam się jej z niczego tłumaczyć. Rolę mojej opiekunki sprawował jednak Victor… Ale na niego nie mogę narzekać. Taka już rola przyjaciela.
-Upiekłam placek, przystrzygłam krzewy w ogrodzie…- wymieniała kobieta.
-Placek?- poruszyłam brwiami, zrywając się z fotela, po czym poszłam do kuchni.- Jestem strasznie głodna!- pokroiłam ciasto, ułożyłam je na małym talerzyku i wróciłam do salonu. Ciocia zdążyła w tym czasie włączyć telewizor. Zobaczyłam coś, co momentalnie zepsuło mi nastrój. Znów było o mnie głośno. Tym razem widziano mnie z Ronaldo u boku.- Nie no, ja tu zwariuję.- opadłam bezwładnie na fotel, wzdychając ciężko. Nagle poczułam wibracje w kieszeni – mój telefon zasygnalizował przyjście smsa. Niechętnie sięgnęłam po komórkę. Na jej ekranie wyświetlił się nieznany numer. „Chyba musimy częściej się spotykać, bo wyglądamy razem naprawdę dobrze.”- przeczytałam w myślach, zastanawiając się jednocześnie, kto może być nadawcą wiadomości.- Zaraz, zaraz…- mruknęłam pod nosem. Te tekściki z kimś mi się kojarzyły. A skąd pan arogancki ma mój numer? No tak, przecież wtedy zabrał mi telefon. Ronaldo! „To raczej nie będzie możliwe – jutro wracam do Barcelony.” – odpisałam. Hmmm… Czyżby w tym smsie kryło się zaproszenie na randkę? Nie, to niemożliwe. Przecież on może mieć każdą, miss świata, wszechświata, czemu miałby interesować się akurat mną?

* * *

W końcu wróciłam do Barcelony. Tutaj czuję się najlepiej. „Wyspowiadałam się” Gabrieli z tego, że nie biegałam w Madrycie, ale na szczęście moja współlokatorka jest wyrozumiała, dlatego obiecała, że wymyśli w miarę łagodną karę. Zapomniała jednak o wszystkim, kiedy opowiedziałam jej o „porwaniu”, a tym samym – dniu spędzonym z Sergio Ramosem i Cristiano Ronaldo. Gabi była w szoku.
Pokazałam jej smsa.- Myślisz o tym samym, co ja?- przygryzłam wargę, uśmiechając się tajemniczo.
-Randka z odwiecznym, ale niesamowicie pociągającym wrogiem?- poruszyła znacząco brwiami.
-Tak, ale…- wzruszyłam ramionami.- Mogło być tak, że pisał do mnie, trzymając na kolanach kolejną laskę i myśląc już o towarzyszce na jutro.- skrzywiłam się.
-No tak. Ronaldo to babiarz, jakich mało.- westchnęła.- Ale wcale nie musiało tak być!- dodała po chwili.
Ostatecznie zdecydowałam, że spotkam się z Cristiano. To mógł być jakiś przełom. Ustaliłyśmy, że zaczekam do jutra po treningu. Wtedy mam zadzwonić do Portugalczyka i się umówić. Co będzie później? To się okaże…



[i] El Mundo Deportivo – hiszpański dziennik sportowy.




środa, 17 kwietnia 2013

4 - I tak wiem, że mnie pragniesz.



Odebrałam już któreś z kolei połączenie od Victora. Dzwonił tylko po to, żeby zapytać, co robię i co zamierzam robić później. Z jednej strony to było miłe, cieszyłam się, że mój kolega z Madrytu stara się utrzymywać kontakt, ale… Wszystko ma swoje granice. Podczas jednej z kilkudziesięciu rozmów ustaliliśmy, że wrócę do stolicy Hiszpanii na kilka dni w odwiedziny do ciotki, no i oczywiście z zamiarem spotkania się z Victorem! Stęskniłam się za nim, choć nie widzieliśmy się dopiero jakiś tydzień…
Pakując najpotrzebniejsze rzeczy, słuchałam jak zwykle rozgadanej Gabrieli.
-Trenerowi się to nie spodoba, ostrzegam!
-Przestań, nie będzie mnie tylko na jednym meczu, wszystko nadrobię!- starałam się ją uspokoić, a to nie było łatwe.
-I dwóch treningach… Mam pomysł!- uniosła ręce, jakby doznała olśnienia.- Obiecaj, że będziesz tam biegać.- Gabi uniosła brew.
-Przysięgam!- położyłam dłoń na piersi.- Słowo harcerza!
-Okej, teraz możesz jechać.- oznajmiła, uśmiechając się szeroko.
-Dziękuję za pozwolenie!

* * *

I znowu Madryt. Znów znajduję się na wrogim terenie, który przecież tak polubiłam... Dziwne. Od zawsze marzyłam o tym, by mieszkać w Barcelonie, a teraz… Stolica Hiszpanii działa na mnie jak magnes. To miasto zauroczyło mnie swoimi wspaniałymi widokami. Malowniczość Madrytu i ciepło bijące od jego mieszkańców było wspaniałe. Chyba coś ze mną nie tak. Gdzie ta wielka fanka Blaugrany, marząca o spędzeniu reszty życia w Barcelonie?! Ona musi wrócić. Ale najpierw, przez najbliższe trzy dni zajmie się czymś zupełnie przeciwnym…
Szłam jedną z ulic Madrytu, nie patrząc przed siebie, kiedy nagle ktoś trącił mnie ramieniem z taką siłą, że się przewróciłam.
-Hej, uważaj!- spojrzałam w górę, unosząc brwi.- O Boże.
Jakby ktoś powiedział, że spotkam dzisiaj tego mężczyznę, wybuchłabym drwiącym śmiechem. A jednak! Stał nade mną Sergio Ramos, gwiazda Realu! Pospiesznie podniosłam się z ziemi.
-Ale to ty nie patrzyłaś na drogę.- oznajmił ze spokojem. Na żywo był jeszcze bardziej przystojny! Co z tego, że patrzył na mnie jak na idiotkę? Liczyło się to, że w ogóle się zatrzymał, a nie po prostu sobie poszedł! Jego duże, brązowe oczy śledziły każdy mój ruch.- Poza tym, powinnaś mi ustąpić.- dodał.
-Żartujesz sobie?- prychnęłam.
-Zaczekaj…- przygryzł wargę.- Powinno być: „czy pan sobie ze mnie żartuje?”- uśmiechnął się łobuzersko, naciskając na słowo „pan”.
-Dowcipniś.- wywróciłam oczami.
-Owszem!
-Zakochany w sobie dowcipniś!- skrzyżowałam ręce na piersiach.
-Podobam ci się. Chcesz mnie pocałować, chcesz, żebym podpisał się na twoim pośladku, chcesz zdjąć dla mnie tę koszulkę.- Ramos poruszył brwiami.
-Nie całuję pierwszego lepszego palanta napotkanego na ulicy.- odparłam.- I nie zasługujesz na to, żebym ściągała dla ciebie barwy ukochanego klubu.- uderzyłam go w ramię i poszłam przed siebie. Odgarnęłam włosy tak, by napis na koszulce był widoczny. Zapomniałam jednak, że mam napisane na plecach „Laura 10”, nie „Messi 10”
-Ej, Laura, zaczekaj!- krzyknął Sergio.
Zatrzymałam się, ale nie odwróciłam w jego stronę.
Usłyszałam kroki. Co robić? Uciekać? Nie, nie pokażę mu, że się go boję! Wzięłam głęboki oddech. Po chwili defensor Realu Madryt stanął naprzeciwko mnie.
-A jednak, ciągnie cię do mnie.- szepnął zadowolony z siebie.
-Masz coś jeszcze do dodania, czy mogę już sobie iść?- zapytałam znudzona.- Mam cię dość. Już na samym początku! To chyba nie zbyt dobrze o tobie świadczy.
-Fakt, źle zaczęliśmy. Jestem Sergio.- wyciągnął rękę w moim kierunku.
-Laura.- uścisnęłam dłoń Ramosa. W tym momencie mężczyzna przyciągnął mnie do siebie, podniósł, przełożył sobie moje ciało przez ramię i ruszył przed siebie.- Co ty wyprawiasz?!- byłam przerażona, biłam go po plecach, ale jego to nie ruszało. Krzyczałam wniebogłosy. Boże, popołudnie, a w pobliżu nie było żywej duszy! On to musiał zaplanować! Nieważne, że jeszcze parę minut temu nie wiedział, że istnieję, ale on tu na mnie czekał!- Ramos, do cholery, puść mnie!
-Jak będziesz milsza.- usłyszałam triumfujący głos piłkarza.
Prychnęłam.- Chyba śnisz!- po krótkim przemyśleniu sytuacji, w której się znajduję, postanowiłam się jednak ugiąć.- No dobra. Sergio. Uważam, że jesteś jednym z najlepszych, a na pewno najprzystojniejszych defensorów na świecie.
-Masz rację.
Wywróciłam oczami.- Kretyn.- mruknęłam pod nosem.
-Słucham?- zapytał, śmiejąc się. W związku z tym, że nie usłyszał odpowiedzi z mojej strony, wzmocnił uścisk, sprawiając mi przy tym ból.
-Jeśli połamiesz mi nogi i przez ciebie nigdy nie zagram, zabiję cię.
Ramos momentalnie się zatrzymał i postawił mnie z powrotem na ziemi.- Jak to? Grasz? W co?- patrzył na mnie z błyskiem w oczach.
-W to samo co ty.- odparłam, krzyżując ręce na piersiach.- Właśnie przed chwilą byś mi to uniemożliwił!- krzyknęłam z wyrzutem.
-Przeestań, ty i piłka? Jesteś taka mała i… bezbronna… Byle jaki faul mógłby przesądzić o twojej dalszej karierze, dziewczyno!- westchnął.- W takim razie wyobrażam sobie, jak wygląda damska sekcja Barcelony.- parsknął śmiechem.
-Zdziwiłbyś się.- odparłam ignorancko.- Mała i bezbronna, powiadasz? Messi też nie jest wysoki. I co? Radzi sobie? Jest najlepszym piłkarzem na świecie?- uśmiechnęłam się triumfująco.
-Powiedz mi jeszcze, że grasz tak samo jak on.- prychnął.
-Oczywiście.
Ramos wybuchł donośnym śmiechem.- Prawie uwierzyłem w tę całą bajeczkę!- znów mnie podniósł i zaczął nieść, nie miałam pojęcia gdzie.
-Ale to prawda! Przyjechałam tutaj na trzy dni, bo polubiłam Madryt!- szturchnęłam go w ramię.- Miasto, nie klub.- dodałam, widząc szeroki uśmiech na jego twarzy.
Piłkarz szedł ze mną na rękach przez jakieś piętnaście minut. Był nieco zdenerwowany, bo przez ten czas nie odezwałam się ani słowem, jedynie go biłam. Chyba nikt przede mną go tak nie poturbował.
Kiedy podróż mi się znudziła, zaczęłam się przeciągać, trącając łokciem defensora Realu w nos.
-Cholera, jak będziemy na miejscu, nie będę się nad tobą litował!- krzyknął oburzony.
-Zamknij się, bo obiję ci tę piękną buźkę jeszcze bardziej!- zagroziłam.- A tak w ogóle, dowiem się, gdzie idziemy?
-Niespodzianka.- odparł tajemniczo.- Spodoba ci się.- szepnął mi do ucha.
Poczułam, jak przez moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz. Nie odpowiedziałam. Schowałam twarz w dłonie, czując, że się rumienię, a nie chciałam, żeby Ramos to zauważył. Nie dam mu tej satysfakcji!
W końcu dotarliśmy do celu. Sergio postawił mnie na ziemi, obok siebie. Spojrzałam na niego. Piłkarz skinął głową na… dom mojej ciotki.
-Już niedługo będzie mój…- uśmiechnął się szeroko.
-Co to ma do cholery znaczyć?- byłam zdezorientowana.- Dwa małe pytania.
-Tak?- spojrzał na mnie.
-Jeden: jak to „twój”? Dwa: skąd wiesz, gdzie mieszka moja rodzina?!
-Co? Jaka rodzina?- uniósł brwi.- Słyszałem, że kobieta, która tu mieszka, wystawiła to cudo na sprzedaż. Ten dom podoba mi się już od jakiegoś czasu, dlatego kiedy się o tym dowiedziałem, bez zastanowienia złożyłem ofertę kupna.
-Tutaj mieszka siostra mojej mamy.- oznajmiłam drżącym głosem. Dlaczego mi o niczym nie powiedziała?- Mam odebrać ten dom w spadku po niej, także… masz złe źródło informacji i możesz sobie o nim pomarzyć!- szturchnęłam go w żebra.
-I tak będzie mój!- odparł.- Jak twoja ciotka zobaczy sześć zer w mojej ofercie, od razu odda mi ten dom i jeszcze mnie wycałuje!- krzyknął triumfująco.
-Myślę, że pieniądze nie będą ją interesować. Ba, jestem pewna! Jeśli powiedziała, że willa będzie należała do mnie, to tak się stanie.- uśmiechnęłam się.- Nie rozumiem jednego. Dlaczego mnie tutaj przyprowadziłeś? Byłam pewna, że niesiesz mnie do jakiegoś ciemnego bunkra, by tam związać, wywieźć za granicę i sprzedać za kilka euro.
Ramos parsknął śmiechem.- Wziąłbym za ciebie przynajmniej kilkaset! Podsunęłaś mi dobry pomysł…- znów mnie podniósł i obezwładnił.
-Puść mnie, idioto, mam dość!- wrzasnęłam, wiercąc się.
-Spokojnie, żartowałem! Nie jestem psychopatą.
-Byłbyś nim, gdyby nie to, że mógłbyś narazić tym swoją karierę, gwiazdo.- poczochrałam mu włosy.
-Układałem je godzinę!- krzyknął, upuszczając mnie, po czym złapał się rozpaczliwie za głowę.
 Upadkowi na betonowy chodnik towarzyszył przerażający ból lewej ręki.- Auu, cholera, mógłbyś być trochę bardziej delikatny i mną nie rzucać?!- zdenerwowałam się. Wiedziałam, że kontuzja wiąże się z tym, że nie zagram przez najbliższy czas.- Czy ja nie wspominałam, że jeśli mi coś zrobisz i nie będę mogła grać, to cię zabiję?- spojrzałam na niego, nadal siedząc na ziemi.
-Moich włosów się nie dotyka.- oznajmił poważnym tonem.
-Dziękuję, że w porę mnie ostrzegłeś, matole.- pomasowałam rękę w okolicach łokcia. Dopiero wtedy zobaczyłam, że jest spuchnięta.- Zginiesz.- zmierzyłam go wzrokiem.
Ramos zlitował się nade mną i pomógł mi wstać. Pokazałam mu opuchniętą rękę. Defensor Realu momentalnie zareagował, chyba dobrze wiedział, co się stało. Nie dopytywałam się, błagałam Boga tylko o to, żeby to nie było nic poważnego. Znów musiałam oddać się w ręce Sergio. Biegł, trzymając mnie przez jakieś dziesięć minut. Byłam pod ogromnym wrażeniem, ale nic mu nie powiedziałam. Przecież taka kondycja to nic nadzwyczajnego u piłkarza!
Starając się utrzymać górną kończynę w wygodnej pozycji nie zauważyłam, że Ramos się zatrzymał. Rozejrzałam się. Stałam na środku ogromnego ogrodu przepełnionego kolorowymi kwiatami i krzewami. Mój towarzysz zniknął za drzwiami wejściowymi okazałej, dwupiętrowej willi. Postanowiłam, że zostanę w ogrodzie. Był piękny. Tak mnie zachwycił, że kompletnie zapomniałam o bólu. Położyłam się na jasnozielonej, gęstej trawie, spoglądając na bezchmurne niebo. Po chwili Sergio usiadł obok mnie. Posmarował moją rękę jakąś maścią na stłuczenia, po czym owinął ją bandażem.
-Dziękuję.- szepnęłam, niechętnie przerywając błogą ciszę.
-W zamian za to mogłabyś zdjąć tę okropną koszulkę? Nie mogę tego znieść!- westchnął.
-Sam jesteś okropny.- pokazałam mu język.
-I tak wiem, że mnie pragniesz.- zamruczał, poruszając brwiami.
-Chyba śnisz.- parsknęłam śmiechem.- Boże, co ja tu w ogóle robię?- wzruszyłam ramionami.- Przyjechałam do Madrytu po to, żeby odwiedzić ciotkę i kolegę, i… jeszcze do nich nie dotarłam, mimo tego, że jestem tak blisko! Wszystko przez ciebie.
-Nie zobaczysz ich jeszcze przynajmniej do jutra… wieczorem.- odparł.
-Czyli jednak zamkniesz mnie gdzieś w piwnicy?- zapytałam zrezygnowana.
-Nie, mam dwuosobowe, wygodne łóżko.
Uderzyłam go. Znowu.- Chyba muszę ująć ci tej pewności siebie.
Weszłam do domu piłkarza. Był przepiękny. Przestronny, rozświetlony… Idealny. Z zachwytu otworzyłam szeroko oczy.- Cudowny.- wyrwało mi się.
-Zaczekaj, nie widziałaś jeszcze sypialni.- szepnął mi do ucha Sergio.
-I nie zobaczę.- wypaliłam, odpychając go od siebie.- Nie waż się mnie dotykać, kretynie.- zmierzyłam go wzrokiem.
-Lubię, kiedy mnie tak nazywasz.- zamruczał.
-Serio?- wybuchłam śmiechem.- Idiota!
-Tak też może być.
-Boże, czemu nie porwał mnie Messi, albo… ktokolwiek inny?! Dlaczego akurat ty?!- krzyknęłam zrozpaczona.
Dalsza rozmowa z Ramosem nie miała żadnego sensu, dlatego poszłam na górę w celu wzięcia zimnego prysznica. Musiałam się jakoś odprężyć. Po krótkiej, odświeżającej kąpieli, postanowiłam się zdrzemnąć. Żeby nie kusić piłkarza, nie wchodziłam do żadnej z sześciu sypialni. Położyłam się na kanapie w salonie, która była zaskakująco wygodna, czego można się było spodziewać po otaczających mnie luksusach.
Przekręcałam się z boku na bok, o śnie nie było mowy. Nie potrafiłam zamknąć oczu, nie wiedząc, gdzie podziewa się Sergio. To mogłoby być niebezpieczne. Wstałam więc, rozejrzałam się wokół. Mężczyzny nigdzie nie było. Przeszukałam cały dom. W kuchni na stole leżała mała karteczka. Nie byłam pewna, czy wiadomość została zaadresowana do mnie, ale postanowiłam ją przeczytać.
Z tego, co udało mi się rozszyfrować (pisał okropnie!), chodziło o to, że…
-Już wiem!- krzyknęłam sama do siebie.- „Kochanie, wracam za dwie godziny – trening.”- przeczytałam na głos. „Kochanie”?! Jak go dorwę… Ale zaraz. To moja szansa na to, by się stąd wyrwać! Podbiegłam do drzwi frontowych, które były zamknięte.- Cholera.- mruknęłam. Rozejrzałam się. Zidentyfikowałam drzwi do ogrodu. Spróbowałam je otworzyć, nic z tego. Po wiązance przekleństw, które wysypały się z moich ust, usiadłam na kanapie i czekałam.

* * *

-Zgłupiałeś? Z Barcelony?!- usłyszałam cichy szept.
Nie wiedziałam, co się dzieje. Byłam pewna jednego: Ramos nie jest sam, czyli dwóch idiotów myśli, że nadal śpię.
-To kwestia czasu, że przejdzie na „jasną stronę mocy”. Przed treningiem pozamykałem wszystkie drzwi, żeby mi nie uciekła. Dzisiaj zostanie tu na noc, jak dobrze pójdzie, to jutro też. W sobotę zabiorę ją na nasz mecz, zobaczy, co to prawdziwy football.- tłumaczył Sergio.
Co za palant. Starałam się nie dać sprowokować do tego, żeby wstać i im przyłożyć, a to nie było łatwe. Ja mu pokażę prawdziwą piłkę!
-Niezła jest. Zajmuję ją po tobie.- niezidentyfikowana postać zaśmiała się krótko.
To już była przesada.- Dość tego!- zerwałam się na równe nogi.- Wszystko słyszałam!
-Cwaniara.- mruknął Ramos.- No więc… Poznajcie się! Laura, to jest…
-Wiem, kto to jest, idioto!- wrzeszczałam jak opętana. Nie zwróciłam szczególnej uwagi na stojącego jak kołek obok mnie, zszokowanego Cristiano Ronaldo, na widok którego zapewne niejedna dziewczyna by mdlała. Skupiłam się tylko na Sergio, któremu właśnie groziłam.- Jeśli w tej chwili mnie stąd nie wypuścisz, dzwonię na policję.- wyjęłam telefon z kieszeni, który jednak po chwili został zwinnie przechwycony przez skrzydłowego Realu Madryt.
-Nic z tego, koleżanko.- Portugalczyk puścił oczko, uśmiechając się szeroko.
-Oddaj mi to!- zbliżyłam się do niego. Wtedy CR7 podniósł rękę, w której miał moją komórkę na taką wysokość, że nie miałam szans jej dosięgnąć.- Mamusia ci nie powiedziała, że czyjejś własności się tak bezczelnie nie zabiera?- uniosłam brwi.
-A tobie nie wpoiła takiej wartości jak uprzejmość?- zaśmiał się głośno.
-Wyobraź sobie, że nie.- skrzyżowałam ręce na piersiach.- No już, oddaj mi ten telefon. Nie zadzwonię.- zapewniłam.- Tylko będę krzyczeć.- mruknęłam pod nosem.
Ramos usiadł na kanapie, słuchając z zaciekawieniem naszych dialogów.
-Nie macie prawa mnie tu przetrzymywać.- oznajmiłam.- Za dwa dni muszę wracać do Barcelony.
-Po co? Źle ci tutaj?- zdziwił się Ronaldo.
-Tak!- krzyknęłam.- Mam dość tego miejsca! Przez was zraziłam się do tego pięknego miasta… Co ja sobie myślałam?- złapałam się za głowę.- Barcelona była moim celem, a ja wzięłam się za podbijanie Madrytu. Głupia!
-Nie zaprzeczę.- odezwał się Ramos.- Jesteś kretynką, ale masz w sobie coś… innego niż…
-Niż te, które porywałeś dotychczas?- uniosłam brwi.
-Dziewczyno, on jest walnięty, ale jeszcze nigdy nie uprowadził przypadkowo poznanej osoby na ulicy!- Cristiano był nieco zagubiony. Media kreują go na aroganckiego, pewnego siebie, a w tej sytuacji… nie potrafił się odnaleźć.
Pokiwałam głową w geście bezradności.- A, zapomniałam o czymś. Nie idę na żaden mecz Realu. Rozumiesz?!- skierowałam wzrok na Sergio, który zareagował śmiechem.
-Nie masz wyjścia, kochanie.- puścił oczko.
-Przeginasz.- spróbowałam się powstrzymać, ale… nie wytrzymałam. Rzuciłam się na leżącego na kanapie defensora Królewskich, bijąc go pięściami po ramionach i brzuchu. Po chwili poczułam, jak dłonie Ronaldo spoczywają w okolicach mojej talii. Momentalnie się odwróciłam.- Nie pozwalaj sobie, gwiazdo!- pogroziłam palcem przed jego twarzą.- Myślisz, że możesz mieć każdą? To się grubo mylisz!
-Tego akurat jestem pewien…- stwierdził.
-Masz coś jeszcze do powiedzenia?- wycedziłam przez zęby.
-Ona sieje zniszczenie.- usłyszałam za plecami głos lekko zmarnowanego Ramosa. Przesadziłam? Nie! Mogłam uderzyć jeszcze mocniej.
-Mam was dość.- odwróciłam się i poszłam w kierunku schodów prowadzących na piętro olbrzymiego domu. Weszłam do pierwszego lepszego pokoju, opadłam bezwładnie na łóżko i zastanawiałam się, co robić dalej. Nie miałam z nikim kontaktu, bo nie udało mi się odzyskać telefonu. Wpakowałam się nie na żarty. Już miałam zacząć rozpaczliwie płakać w poduszkę, kiedy do pomieszczenia wszedł pewien zupełnie niespodziewany gość…