Ku pamięci R. Do zobaczenia
w tym lepszym świecie.
-Boże, kolejny…- mruknęłam, przewracając oczami.
-Cześć…- mężczyzna odezwał się niepewnie. Nie słysząc
odpowiedzi z mojej strony, podszedł bliżej i usiadł na skraju łóżka, obok
mnie.- Jestem Iker. Przyszedłem do ciebie po to, by przeprosić cię za tych idiotów.
Kiedy się dowiedziałem, co kombinują, miałem ochotę ich zabić.- westchnął.
Nadal się nie odzywałam, dlatego po jakichś dwóch
minutach Casillas wstał i udał się w kierunku drzwi.- Obawiałem się, że tak
będzie. Czy oni zawsze muszą robić złe pierwsze wrażenie, na czym zwykle to ja
tracę…?- szarpnął za klamkę.
-Zaczekaj.- w końcu się odważyłam.- Przepraszam, głupio
się zachowałam. Przecież na ciebie nie mogę być zła… Na razie.- zaśmiałam się
krótko, po czym gestem poprosiłam go, by usiadł obok.- Jestem Laura.
Bramkarz Los Blancos wykonał moje polecenie.- Jak dałaś
się tu zaciągnąć?- zapytał zaintrygowany.- Akurat tego Ramos nie chciał mi
powiedzieć.
-Cóż, nie miałam nic do gadania. Wpadliśmy na siebie na
ulicy, wymieniliśmy kilka zdań, po czym po prostu mnie podniósł i przywlekł
tutaj.
-Co za… nieważne.- zmarszczył brwi, po chwili
wybuchając niekontrolowanym śmiechem.- Przepraszam.- wyksztusił.- Przypomniały
mi się ich miny na widok mojej reakcji. Gapili się, jakby stanął przed nimi
jakiś duch!
-Jak zareagowałeś?- spojrzałam na niego nieśmiało.
-Cóż… Dostali… Upomnienie, lekko mówiąc. To zabawne, że
znają mnie tyle lat, a zawsze jest to samo. Przecież dobrze wiedzą, że nie
dołączę do ich głupich gierek. Ale, teraz mogę zrobić wyjątek i uratować ofiarę
tego zamieszania.- Iker uśmiechnął się życzliwie.
-A ja już myślałam, że piłkarze Realu są…
-Idiotami?- zaśmiał się.- Uwierz mi, że nie wszyscy.
-Widzę. Przywróciłeś mi nadzieję, znajdując się w
odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie.- kąciki moich ust uniosły się
delikatnie.
Piłkarz odpowiedział mi tym samym.- Widzę, że nam nie
kibicujesz.- skinął głową na koszulkę, którą miałam na sobie.
-Im nie.- odparłam.- Tobie tak, ale w reprezentacji.-
puściłam oczko.
-Zastanawia mnie jedno. Skoro jesteś w Hiszpanii i…
wolisz Barcelonę, to dlaczego nie jesteś teraz właśnie tam?- uniósł brwi w
oczekiwaniu na wyjaśnienia.
-Cóż, zostałam uwięziona.- zaśmiałam się.- Mieszkam w
Katalonii, do Madrytu przyjechałam na kilka dni, bo… naprawdę polubiłam to
miasto. Ma w sobie coś wyjątkowego. Mam tu ciotkę i kolegę, więc chciałam ich
jeszcze odwiedzić, ale przez Sergio to już chyba nie będzie możliwe, a trener
na pewno nie pozwoli mi zostać tutaj dłużej…- na mojej twarzy pojawił się
grymas niezadowolenia.- Cóż, nie mogę narażać tego, co już udało mi się
osiągnąć.
-Trener?- Casillas uniósł brew.
-Tak, gram w damskiej sekcji Blaugrany.- uśmiechnęłam
się szeroko, dumnie odgarniając włosy, które zasłaniały herb FCB.
-Nie będzie zadowolony jak się dowie, że jego
podopieczna została porwana przez piłkarzy Realu.- stwierdził.
-Jakoś mu to wyjaśnię. Bardziej obawiam się
konfrontacji ze współlokatorką, której obiecałam, że przez te trzy dni będę
biegać…- zachichotałam.- Chyba będę musiała zmusić Ramosa do tego, żeby sam
wyjaśnił jej powód złamania przeze mnie przysięgi.
-Chciałbym to zobaczyć…- powiedział mój towarzysz.-
Zaraz, co z twoją ręką?- wskazał palcem na owiniętą bandażem kończynę.
-To też sprawka twojego kolegi z drużyny.- wzruszyłam
ramionami.- Już prawie nie boli, ale odczuwam lekki dyskomfort.
-Co on ci zrobił…?
Wybuchłam śmiechem, wspominając to wydarzenie.- Upuścił
mnie na betonowy chodnik po tym, jak poczochrałam mu włosy…
-No tak, fryzura Ramosa jest świętością, nikt nie ma
prawa jej dotknąć.- pokiwał głową w geście bezradności.
-Szkoda, że dowiedziałam się o tym trochę za późno.-
westchnęłam.- Mam pomysł!- podskoczyłam jak oparzona.- Mam ochotę się na nich
odegrać…- poruszyłam brwiami, uśmiechając się tajemniczo.- Zgodzisz się być
moim wspólnikiem?- spojrzałam na niego z nadzieją.- Nie chcę zostać tutaj na
noc… to nie będzie bezpieczne.
-Masz rację.- stwierdził Iker.- Dobrze więc,
wspólniczko, masz już jakiś konkretny plan?
-No jasne!- krzyknęłam, po czym zabrałam się do
opowiadania piłkarzowi o tym, co mam zamiar zrobić.
*
* *
Zeszłam do salonu.- Sergio? Gdzie jesteś?- przygryzłam
wargę. Miałam na sobie jedynie długą koszulkę na ramiączkach, która sięgała mi
do połowy ud. Była doskonałym sposobem do zwabienia Ramosa.
-Co jest? Znów chcesz uciekać?- odezwał się Ronaldo, siedzący
na kanapie. Był tak zainteresowany meczem transmitowanym w telewizji, że nawet
na mnie nie spojrzał.
-Niech cię to nie interesuje.- odparłam.- Nie widziałeś
go nigdzie?
-Może widziałem, może nie…- powiedział tajemniczo, tym
razem kierując na mnie wzrok.- O cholera, nieźle.- wyrwało mu się. Momentalnie
wstał i wykonał kilka kroków w moją stronę.
-Nawet nie próbuj.- syknęłam.- Łapy przy sobie!
-Jasne, jasne.- uśmiechnął się szeroko, ukazując rządek
śnieżnobiałych zębów, przyprawiając mnie tym samym o lekki zawrót głowy. Nie
lubiłam go, ale trzeba mu przyznać, że uśmiech ma nieziemski. Korzystając z
chwilowej niemocy mojego umysłu, podbiegł i położył ręce na mojej talii,
podniósł mnie, wymuszając, bym splotła nogi na jego biodrach. Musiałam –
inaczej wylądowałabym na podłodze.
-Sprytnie.- mruknęłam, próbując wyrwać się z uścisku.
-Nic z tego.- odgarnął mi włosy z twarzy.- Bez koszulki
Barcelony wyglądasz lepiej.- stwierdził, poruszając brwiami.
Starałam się go ignorować. Chciałam tylko uwolnić się
od niego, co było wręcz niemożliwe. Moje drobne ciało nie dawało rady
umięśnionym ramionom piłkarza. Powoli zaczynałam ulegać jego głębokiemu
spojrzeniu, pięknemu uśmiechowi i tej portugalskiej karnacji… Co jest ze mną
nie tak?! Okej. Głęboki oddech i powrót do rzeczywistości. Zdałam sobie sprawę,
że jeśli zaraz nie wydostanę się z jego objęć, nasz plan może nie wypalić.- No
już, puść mnie.
Cristiano usiadł na kanapie, sadzając mnie sobie na
kolanach. Nie było sensu się wiercić, i tak nie miałam szans. Skrzyżowałam ręce
na piersiach i czekałam na pomoc.
-Ech, nie tak to miało wyglądać…- szepnęłam sama do
siebie.
CR7 zsunął mi ramiączko.- No, rozluźnij się.- puścił
oczko.
Wtedy zauważyłam, jak Iker wychyla się zza ściany,
dając mi znak, bym uciekła od Ronaldo.
Wykonałam polecenie mojego wspólnika. Zwinnym ruchem
wstałam i pobiegłam w stronę kuchni. Portugalczyk oczywiście pomknął za mną
najszybciej jak potrafił. Gdyby nie Casillas, który właśnie… wylał na kolegę z
drużyny wiadro zimnej wody! Dobrze to rozegrał. Nagle przestałam żałować, że
Ramosa nie ma w pobliżu. Napastnikowi Królewskich też się należało!
Opierałam się o blat kuchenny, niemal płacząc ze
śmiechu na widok miny Crisa, kiedy w domu pojawił się Sergio.
-Trochę nie w porę…- westchnął Iker.- Gdzie byłeś?
Kiedy bramkarz zajął kolegę z drużyny rozmową, a
Ronaldo poszedł się przebrać, wyjęłam z szafki spory garnek, wlałam do niego
wodę, na palcach podeszłam do mężczyzn, robiąc Ramosowi zimny prysznic.
Znów wybuchłam głośnym śmiechem.- Wyglądasz jak przemoczony
kurczak!- wyksztusiłam, co wywołało śmiech również u Casillasa.
Przeczesał włosy palcami.- O nie, przegięłaś.- i ruszył
wprost na mnie z zawrotną prędkością.
Zwinnie przeskakiwałam przez kanapy w salonie, później
slalomem pokonałam krzewy w ogrodzie. Byłam z siebie niesamowicie dumna,
piłkarz nie mógł mnie dogonić! Kiedy jednak znaleźliśmy się na drodze,
zatrzymałam się.- Okej, okej. Jestem do twojej dyspozycji.- uniosłam ręce na
znak kapitulacji.
Sergio poruszył znacząco brwiami.- To mi się podoba.-
zbliżył się do mnie.
-O nie, kolego.- pokiwałam palcem przed jego twarzą.-
Nie w tym sensie!
-Masz chłopaka?
-Nie.
-Więc w czym problem?- wzruszył ramionami.
Wywróciłam oczami.- To, że nie mam chłopaka oznacza, że
mam iść z tobą do łóżka, tak?- zaśmiałam się drwiąco.
-No… Tak.- kąciki jego ust uniosły się mimowolnie.- Daj
spokój, przecież widzę, że na mnie lecisz! Działam na ciebie jak magnes.-
szepnął.
Prychnęłam.- Nie pozwolę ci się dotknąć, choćbyś miał
mnie stąd nie wypuścić do końca życia.- wycedziłam przez zęby.
-Więc już zawsze będziemy dzielić jedno łóżko?!
-Nigdy. Rozumiesz?!- westchnęłam.- Jesteś chory.-
stwierdziłam, po czym udałam się w stronę domu. Miałam już serdecznie dość
Ramosa, tego miejsca i Madrytu. Chciałam jak najszybciej dostać się do
Barcelony. Ile może się ciągnąć moja przygoda z piłkarzami Realu w rolach
głównych?! Miało być zupełnie inaczej! Co robić…? O ucieczce nie ma mowy,
chociaż po dzisiejszym pościgu ta opcja mogłaby być możliwa. Miałam coraz mniej
czasu. Jutro sobota, Sergio będzie chciał zabrać mnie na mecz Królewskich, a to
ostatnie, co chcę zobaczyć w Madrycie. Moją nadzieją był…
-Iker, proszę, pomóż mi. Nie mam już na nic siły.-
złapałam się za głowę, krążąc wokół łóżka w… „moim” pokoju.
Bramkarz Los Blancos westchnął, wzruszając ramionami.-
Mam pomysł.- wyprostował się.- Możesz przenocować u mnie.- oznajmił niepewnie.
Zastanowiłam się. Dlaczego nie? Casillas był bardziej
godny zaufania, niż Ramos!- Chętnie.- uśmiechnęłam się życzliwie.- Dziękuję.
Piłkarz wyszedł z pokoju, a ja zaczęłam zbierać rzeczy,
które zdążyłam porozrzucać tego dnia. Ubrania znalazłam nawet pod łóżkiem. Cóż,
emocje wzięły górę. Pospiesznie wepchnęłam wszystko do torby i wyszłam z
pomieszczenia, trzaskając drzwiami. Zeszłam po schodach na dół, gdzie spotkałam
Sergio. Crisa nie było w pobliżu.
-Gdzie się wybierasz?- zmierzył mnie wzrokiem.
-Nocuję u Ikera.- oznajmiłam, szczerząc się.- Dzięki za
dzień pełen wrażeń… czy coś.- poklepałam go po ramieniu.
Nie odpowiedział. Stał na środku salonu z szeroko otwartymi
oczami. Najwyraźniej tego się nie spodziewał. Kiedy wychodziliśmy z domu,
zatrzymał Casillasa. Odsunął go ode mnie na taką odległość, żebym nic nie słyszała i zaczęli rozmawiać,
szepcząc. Wyłapałam tylko „stary, przecież mamy zasadę: lasek sobie nie
zabieramy!” – tyle mi wystarczyło. Wyszłam z willi defensora Królewskich, przed
którą stało sportowe auto, zapewne Ikera.
Po chwili bramkarz wyszedł na zewnątrz, był
zdenerwowany.- Nie pytaj…- uprzedził mnie. Bez słowa wsiedliśmy do samochodu i
odjechaliśmy.
-Odwieziesz mnie jutro przed meczem na pociąg?-
zapytałam, przygryzając wargę.
-Przed meczem? Przecież to wcześnie rano!- zdziwił się.
-Nie chcę zbytnio zawracać ci głowy.
-Przestań. Zostań tyle, ile chcesz.- uśmiechnął się
życzliwie.
*
* *
-Czuj się jak u siebie.- rzucił Iker, po czym udał się
do kuchni i otworzył lodówkę w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.
Jego dom niewiele różnił się od willi Ramosa. Był
równie piękny i okazały. Piłkarz wskazał pokój, w którym miałam spędzić
najbliższą noc. Wyjęłam z torby najpotrzebniejsze rzeczy, poszłam do łazienki w
celu wzięcia chłodnego prysznica, który okazał się zbawieniem. Na dziesięć
minut kompletnie wyłączyłam myślenie. Tego mi było trzeba… W końcu jednak
musiałam opuścić to przytulne pomieszczenie. Ubrałam się więc, wysuszyłam włosy
i udałam do kuchni – mój brzuch zaczął się odzywać, czując cudowny zapach
potrawy przyrządzanej przez mojego nowego współlokatora.
Usiadłam na dużym krześle przy barku i obserwowałam,
jak się okazało, mistrza kuchni!
Westchnęłam.- Mężczyzna umiejący gotować to skarb.
-Kobiety to uwielbiają…
-I to jak!- usłyszałam kobiecy głos za plecami, który
tak mnie wystraszył, że aż podskoczyłam.
Odwróciłam się. Stała przede mną wysoka, długowłosa
brunetka o brązowych oczach i przenikliwym spojrzeniu.
-Witaj, Saro.- Iker podszedł do niej i pocałował ją
czule.- Lauro, to moja narzeczona.- objął ją ramieniem.- Cóż, myślałem, że
poznacie się w innych okolicznościach, ale i tak nie jest najgorzej.- Laura
będzie u nas dzisiaj nocować… Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.- piłkarz
uśmiechnął się niepewnie.
Kobieta westchnęła.- No cóż, nie wygląda na
kryminalistkę.- puściła oczko w moją stronę.- Witaj, Lauro.
Przywitałyśmy się, podając sobie dłonie. Casillas
wrócił do sporządzania, jak to określał, swojego specjału, a ja, zszokowana
(nie miałam pojęcia, że on ma narzeczoną!), udałam się do swojego pokoju.
Opadłam bezwładnie na łóżko, wyciągając z kieszeni spodenek
telefon. Na ekranie zobaczyłam wiadomość od Victora.- „Hej, co jest? Kiedyś
mówili o tobie w telewizji, pamiętasz? (wizyta u Rossela…) Widziałaś artykuł na
swój temat w El Mundo Deportivo[i]?!
Powoli stajesz się sławna, gratulacje!”- przeczytałam głośno. Chyba musiałam
przyzwyczaić się do tego, że w Hiszpanii dzień bez mnóstwa wrażeń, to wprost
niemożliwe. Co mogli o mnie napisać…? Po krótkim namyśle opuściłam dom Ikera,
pozostając niezauważona, po czym pomknęłam najszybciej jak potrafiłam do
najbliższego kiosku. Po jakichś dziesięciu minutach biegu dotarłam do celu.
Kupiłam hiszpański magazyn, usiadłam na pobliskiej ławce i zaczęłam pochłaniać
kolejne linijki tekstu z prędkością światła. Nie wierzyłam własnym oczom. Do
artykułu dołączone były zdjęcia, jak wsiadam do auta bramkarza Królewskich i
wyjeżdżamy spod domu Ramosa, uśmiechając się do siebie. Na dodatek wyczytałam,
że jestem kochanką Ikera, i że jeśli piłkarz nadal będzie pokazywał się ze mną
w miejscach publicznych, jego narzeczeństwo zostanie zerwane.
Odłożyłam gazetę na bok i zakryłam twarz dłońmi.
Znalazłam się w… dość niekomfortowej sytuacji. Nie wiedziałam, co zrobić,
przecież El Mundo Deportivo czyta cała Hiszpania… Przeze mnie Casillas stanie
się pośmiewiskiem, a co najgorsze, Sara pewnie nie będzie chciała mu uwierzyć i
go zostawi… Nie mogłam do tego dopuścić.
Wyprostowałam się i wzięłam głęboki oddech, kiedy nagle
poczułam, jak na moim ramieniu spoczywa czyjaś dłoń. Momentalnie przechyliłam
głowę w lewo, gdzie nade mną stał…
-Ronaldo?- westchnęłam.- Jeszcze tylko ciebie mi tu
brakowało.- wywróciłam oczami.
-Nie zaczynaj!- oburzył się. Usiadł obok mnie, biorąc w
ręce nieszczęsną gazetę.- Widzę, że już czytałaś.
Kiwnęłam twierdząco głową.- Co teraz będzie?-
spojrzałam na niego błagalnie. Liczyłam na jakiekolwiek pocieszenie…
-Nic.- odparł, wzruszając ramionami.
-Dzięki za wsparcie.- znów schowałam twarz w dłonie.
Czułam się okropnie.- Nie ma sensu dłużej tutaj siedzieć. Wyjaśnię wszystko
Sarze i wyjeżdżam do Barcelony.- oznajmiłam poważnym tonem.
-Co?- CR7 zaśmiał się krótko.- Chcesz wyjaśniać jej
to?- wskazał palcem na artykuł, który właśnie rujnował moją psychikę.-
Przestań. Co jakiś czas w mediach ukazują się takie informacje. Jesteśmy już na
to uodpornieni. Nasi najbliżsi też.- uśmiechnął się życzliwie. Wtedy zauważyłam
zupełnie innego Cristiano. Nie marnego podrywacza, uważającego się za
niewiadomo kogo.
-Tobie odwala tylko w obecności Sergio, tak?-
spojrzałam na niego, unosząc brew.
Piłkarz odpowiedział mi śmiechem.- Tak na mnie wpływa.
-Zdecydowanie niekorzystnie.- westchnęłam, wspominając
wydarzenia sprzed kilku godzin.- Jak mogliście mnie tam więzić?!
-To była tylko zabawa!- wyszczerzył się.
Pokiwałam głową w geście bezradności.- W takim razie
boję się waszych gierek.
*
* *
W Madrycie jest tylko jedno miejsce, gdzie mogę zaznać
trochę spokoju – dom cioci Kariny. Cieszyłam się, że w końcu udało mi się do
niej dotrzeć. Dzień spędzony z Ramosem to było szaleństwo. Boję się wiedzieć,
do czego on jest jeszcze zdolny. A Cristiano? Człowiek o dwóch twarzach. W
obecności Sergio to idiota (oni dość kiepsko na siebie wpływają…), ale podczas
naszej rozmowy na ławce, kiedy byłam zdruzgotana artykułem z gazety, on…
Poprawił mi humor. Gdyby nie Ronaldo, zapewne do tej pory miałabym depresję.
Dziwnie to brzmi, prawda? Hiszpania zmienia w moim życiu wszystko. Odkąd tu
jestem, nie zraziłam do siebie jeszcze nikogo! (Nie jestem pewna tylko co do
Ramosa, ale sam wywołał wojnę). Mam tutaj przyjaciela, o którym w Polsce czy w
Anglii mogłam co najwyżej pomarzyć. W Barcelonie zrozumiałam, co tak naprawdę
znaczy należeć do drużyny piłkarskiej. Pełen profesjonalizm. Najbardziej jednak
cieszy mnie fakt, iż poznałam już kilku piłkarzy ukochanego klubu. Co do
reprezentantów „wrogiego” teamu też jestem pozytywnie nastawiona. Kiedy razem z
Gabrielą analizowałyśmy składy, wybierając z obu drużyn najprzystojniejszych
piłkarzy, ustaliłyśmy nie tylko pierwszą jedenastkę. Wyszła jeszcze cała ławka
rezerwowych, a nawet trener! Nie wzięłyśmy pod uwagę tylko jednego, wydawać by się
mogło, że najważniejszego: umiejętności…
Siedziałam z ciotką w salonie, popijając orzeźwiający
sok pomarańczowy. Kobieta opowiadała mi, co się działo podczas mojej
nieobecności. I za to ją pokochałam –
nigdy nie wypytywała gdzie i z kim wychodzę, co będę robić, kiedy wrócę, a
później nie musiałam się jej z niczego tłumaczyć. Rolę mojej opiekunki
sprawował jednak Victor… Ale na niego nie mogę narzekać. Taka już rola
przyjaciela.
-Upiekłam placek, przystrzygłam krzewy w ogrodzie…-
wymieniała kobieta.
-Placek?- poruszyłam brwiami, zrywając się z fotela, po
czym poszłam do kuchni.- Jestem strasznie głodna!- pokroiłam ciasto, ułożyłam
je na małym talerzyku i wróciłam do salonu. Ciocia zdążyła w tym czasie włączyć
telewizor. Zobaczyłam coś, co momentalnie zepsuło mi nastrój. Znów było o mnie
głośno. Tym razem widziano mnie z Ronaldo u boku.- Nie no, ja tu zwariuję.-
opadłam bezwładnie na fotel, wzdychając ciężko. Nagle poczułam wibracje w
kieszeni – mój telefon zasygnalizował przyjście smsa. Niechętnie sięgnęłam po
komórkę. Na jej ekranie wyświetlił się nieznany numer. „Chyba musimy częściej się spotykać, bo wyglądamy razem naprawdę
dobrze.”- przeczytałam w myślach, zastanawiając się jednocześnie, kto może
być nadawcą wiadomości.- Zaraz, zaraz…- mruknęłam pod nosem. Te tekściki z kimś
mi się kojarzyły. A skąd pan arogancki ma mój numer? No tak, przecież wtedy
zabrał mi telefon. Ronaldo! „To raczej
nie będzie możliwe – jutro wracam do Barcelony.” – odpisałam. Hmmm… Czyżby
w tym smsie kryło się zaproszenie na randkę? Nie, to niemożliwe. Przecież on
może mieć każdą, miss świata, wszechświata, czemu miałby interesować się akurat
mną?
* * *
W końcu wróciłam do Barcelony. Tutaj czuję się
najlepiej. „Wyspowiadałam się” Gabrieli z tego, że nie biegałam w Madrycie, ale
na szczęście moja współlokatorka jest wyrozumiała, dlatego obiecała, że wymyśli
w miarę łagodną karę. Zapomniała jednak o wszystkim, kiedy opowiedziałam jej o
„porwaniu”, a tym samym – dniu spędzonym z Sergio Ramosem i Cristiano Ronaldo.
Gabi była w szoku.
Pokazałam jej smsa.- Myślisz o tym samym, co ja?-
przygryzłam wargę, uśmiechając się tajemniczo.
-Randka z odwiecznym, ale niesamowicie pociągającym
wrogiem?- poruszyła znacząco brwiami.
-Tak, ale…- wzruszyłam ramionami.- Mogło być tak, że
pisał do mnie, trzymając na kolanach kolejną laskę i myśląc już o towarzyszce
na jutro.- skrzywiłam się.
-No tak. Ronaldo to babiarz, jakich mało.- westchnęła.-
Ale wcale nie musiało tak być!- dodała po chwili.
Ostatecznie zdecydowałam, że spotkam się z Cristiano.
To mógł być jakiś przełom. Ustaliłyśmy, że zaczekam do jutra po treningu. Wtedy
mam zadzwonić do Portugalczyka i się umówić. Co będzie później? To się okaże…