niedziela, 7 lipca 2013

Epilog

ROK PÓŹNIEJ

Finał Ligi Mistrzów. Stadion Wembley, wypełniony po brzegi kibicami FC Barcelony i Bayernu Monachium, wrze. Okrzykom pełnym radości nie było końca. Ludzie wiwatowali, wspierali swoje ukochane drużyny całym sercem. A ja, drobna brunetka, siedziałam nisko na trybunach w zupełnej ciszy i wewnętrznym spokoju. Wyczekiwałam wyjścia na boisko moich ulubieńców, wśród których był On, Cristian.
W końcu się doczekałam. Piłkarze  pojawiali się na murawie, dumnie, jeden za drugim w dwóch rządkach krocząc przed siebie, by chwilę później zatrzymać się przed kibicami i rozpocząć to jakże uroczyste wydarzenie.
Kiedy wrzawa na trybunach na chwilę ustała, odśpiewano hymn UEFA, po czym można było zacząć mecz, w którym rozstrzygnie się, kto zostanie mistrzem Europy. I tak oto sędzia rozpoczął gwizdkiem spotkanie między FC Barceloną i Bayernem Monachium.
 Piłka przez dłuższy czas utrzymywała się po stronie Bawarczyków, którzy jednak długo nie potrafili przebić się przez obronę Blaugrany, która na początku grała niepewnie, starając się nie opuszczać własnej połowy, jednak po upływie trzydziestu minut atakowała coraz odważniej.
Nie mogłam usiedzieć na moim miejscu, więc stałam z zaciśniętymi pięściami, modląc się, by mecz skończył się wynikiem pomyślnym dla Blaugrany. Los chciał jednak inaczej. Tuż przed gwizdkiem oznaczającym koniec pierwszej połowy spotkania, Mario Gomez bezlitośnie wpakował piłkę do bramki Valdesa, który był bez szans obrony tego kapitalnego strzału.
Piłkarze Barcy schodzili do szatni z opuszczonymi głowami, natomiast Bawarczycy – przepełnieni dumą i radością.
Te piętnaście minut przerwy okropnie mi się dłużyły. Usiadłam na plastikowym krzesełku i z nerwów zaczęłam obgryzać paznokcie. Koszulka, którą miałam na sobie przypomniała mi jednak, że przed nimi jeszcze druga połowa, a to jest FC Barcelona, która w każdej chwili potrafi odmienić losy meczu.
45 minut drugiej połowy były zupełnie innym zjawiskiem, niż początek meczu. Piłkarze Dumy Katalonii grali tak, jakby w czasie przerwy Tito Vilanova ich zaczarował, dodał im mocy, zmotywował… Wtedy uświadomiłam sobie, jak ogromny wpływ ma na nich ten mężczyzna.
Magiczna forma FC Barcelony została potwierdzona bramką w 68. minucie. Strzelcem był oczywiście Leo Messi, po asyście Andresa Iniesty. Część trybun ubrana na granatowo – bordowo oszalała z radości. W przypływie fali euforii przytuliłam nawet jakiegoś zupełnie obcego mężczyznę!
Tak oto wynik 1:1 utrzymywał się aż do 87. minuty. Piłka wpadła pod Nogi Tello, który rozejrzał się tylko po boisku i ruszył w kierunku bramki rywala, nie widząc w pobliżu nikogo, komu mógłby podać futbolówkę. Koledzy z drużyny dopiero wybiegali na pozycje. Cristian z łatwością omijał kolejnych graczy Bayernu. Moje serce biło szybciej z każdym jego krokiem. Cris wpadł w pole karne, sprytnie przeszedł obronę i… Pokonał Neuera! 2:1! Koniec meczu! Sztab szkoleniowy na czele z trenerem, piłkarze rezerwowi, medycy, wszyscy wybiegli na murawę, by razem z drużyną cieszyć się triumfem. Ja, razem z tysiącami innych kibiców FCB skakałam z radości, nie mogłam uwierzyć, że w końcu wygrali Ligę Mistrzów, po siedmiu latach… I pokonali wielki Bayern, który w zeszłym roku ich rozgromił…
Rozpierała mnie duma. Cris, mój chłopak, strzelił decydującego gola. Wyszukałam go wzrokiem wśród  tłumu. On też szukał mnie. Pomachałam mu. Wtedy Tello gestem pokazał, żebym przyszła na boisko. Przez chwilę się wahałam, ale pomyślałam, że czemu miałabym mu nie towarzyszyć w tak ważnej chwili…? Zbiegłam więc najszybciej jak potrafiłam na murawę i rzuciłam się na jego szyję. Cristian pocałował mnie namiętnie, co wywołało jeszcze większą euforię. Wśród fotografów i piłkarzy, którzy nam klaskali. Teraz jednak najważniejszy był puchar, który gracze Blaugrany mieli za chwilę wznieść. To było dla mnie niesamowite przeżycie, móc uczestniczyć w tak wspaniałym, magicznym wydarzeniu.
Nagle przede mną stanął Xavi, wręczając mi opaskę kapitana. Szeroko się uśmiechał, ale nic nie mówił. Skinął tylko głową, bym założyła ją na ramię. Tak też zrobiłam. To oznaczało, że ja będę musiała unieść puchar.
Kilka minut później starszy, siwy mężczyzna zawołał nas na specjalnie przygotowany podest, na którym stanęła cała drużyna, ze mną na czele. Z pomocą Cristiana i Leo wzniosłam puchar Ligi Mistrzów, wykrzykując „Visca el Barca”. Oczy wszystkich obecnych były zwrócone na mnie. Czułam się tak bardzo wyjątkowo…

* * *

-Kochanie, obudź się, za chwilę lądujemy.- wyszeptał mi do ucha Cris.
Powoli otworzyłam oczy. Oślepił mnie blask promieni słonecznych. A więc byliśmy już w Barcelonie! Tak bardzo za nią tęskniłam… Angielski klimat zdecydowanie nie jest dla mnie. Choć tam mieszkałam, nie przetrwałabym tam dłużej, niż tamten rok. W Katalonii było zupełnie inaczej. Upalne dni i równie ciepłe noce, gorące morze, niesamowite widoki cieszące się zainteresowaniem turystów… Jednym słowem, tutaj jest mi najlepiej.
Pomijając to wszystko, mam tu również dla kogo żyć. Cristian jest moim tlenem. Jest kimś, kto sprawia, że świat staje się piękny.

Wylądowaliśmy. Dawno nie widziałam tak zatłoczonego lotniska El Prat! Samoloty się wymieniały; Jeden lądował, od razu za nim startował kolejny. Nie ma co się dziwić, był maj, turyści rozpoczynali swoje wczasy.
Najszybciej jak to było możliwe, wydostaliśmy się z lotniska całą ekipą. Na szczęście nikt nie zaginął wśród tłumów i od razu, bez komplikacji, mogliśmy wyjechać klubowym autokarem na Camp Nou, skąd każdy kierował się do własnych domów, by odpocząć po ciężkim meczu.
-Jestem wykończona…- jęknęłam, opierając się o ramię Tello, kiedy wracaliśmy taksówką do naszego mieszkania.
-Rozumiem, nabiegałaś się, strzeliłaś gola, a na koniec jeszcze wzniosłaś puchar! Podziwiam cię!- Cris zachichotał, za co zarobił w ramię.
-Kibicowałam wam całym sercem… I gardłem, które teraz niesamowicie boli!- krzyknęłam z udawanym wyrzutem.- Wariowałam z radości! Ale… Poniekąd masz rację. Miałam jeszcze siłę unieść puchar.- powiedziałam z dumą.
-I utrzymać na ramieniu opaskę kapitana.- dodał Cristian, wybuchając śmiechem.
Obdarowałam chłopaka piorunującym spojrzeniem, skrzyżowałam ręce na piersiach i tak oto resztę drogi do domu przebyliśmy w ciszy.
Kiedy w końcu dotarliśmy do willi, szybko zabraliśmy bagaże i z impetem wpadliśmy do środka. Tello rzucił walizki w kąt, chwycił moją dłoń i pobiegliśmy na piętro, do sypialni, gdzie nawet się nie przebierając, wskoczyliśmy do łóżka i w momencie zasnęliśmy.

* * *

Rano do Cristiana zadzwonił Tito z wiadomością, że wieczorem odbędzie się zabawa, jak powiedział, „w nagrodę za puchar”. Dziwne. Vilanova nie miał w zwyczaju organizowania imprez… Uważał, że za bardzo rozpieszcza tym swoich piłkarzy. Ale przecież nie powinniśmy narzekać, w końcu druga taka okazja może nadarzyć się dopiero za kilka miesięcy!
Po tym, jak Cris przekazał mi tę nowinę, wstałam z łóżka i przetarłam oczy. Nie było już tak rano – wybiła dwunasta…
Zerwałam się na równe nogi i pomknęłam do łazienki w celu wzięcia chłodnego prysznica na pobudzenie. Tello został jeszcze w łóżku. On nie potrzebował dużo czasu na przygotowanie się.
Impreza miała zacząć się o godzinie osiemnastej w lokalu wynajętym przez Tito, gdzieś w centrum miasta.
Po prysznicu wysuszyłam i ułożyłam włosy, następnie pomalowałam paznokcie u rąk i stóp. Później zabrałam się za szukanie odpowiedniej kreacji.
-Klasycznie czy z pazurem?- zwróciłam się do Cristiana.
-Zdecydowanie opcja numer dwa.- poruszył brwiami, uśmiechając się zawadiacko. Pewnie dlatego, że stałam przed nim w samej bieliźnie…
Po kilkunastominutowych poszukiwaniach znalazłam sukienkę, która na dzisiejszy wieczór nadawała się idealnie. Była to tak zwana „Mała czarna”. Miała wcięcie, które odsłaniało całe plecy, a na ramiączkach przymocowane były ćwieki, co dodawało jej drapieżnego stylu. Do kreacji dobrałam buty na wysokiej szpilce w kolorze czarnym z czerwonymi podeszwami. Pozostał makijaż. Postawiłam na dość mocne podkreślenie moich ciemnych oczu, używając eyelinera. Po kilku próbach udało mi się zrobić ładne kreski. Zewnętrzne kąciki powiek uwydatniłam dodatkowo czarnym cieniem, co powiększyło wizualnie oczy. Usta pomalowałam na kolor głęboko czerwony. Na policzki nałożyłam puder. Wszystko razem dawało dokładnie taki efekt, jaki chciałam.
-Wyglądasz wspaniale.- rzekł Cris, widząc mnie w pełnej okazałości.
-Dziękuję, kochanie.- pocałowałam go w policzek, zostawiając na nim ślad szminki. Ledwo powstrzymałam śmiech, o niczym mu nie powiedziałam.
Zorientował się dopiero po tym jak wszedł do łazienki po swoje perfumy.- Laura!- krzyknął, a ja wybuchłam śmiechem.
W końcu zszedł z góry, z już czystym policzkiem. Cris w eleganckim garniturze wyglądał niczym grecki bóg. Idealnie się prezentował.
-Chodźmy więc królować na parkiecie, partnerko.- powiedział, chwytając moją dłoń.

* * *

Na miejscu byliśmy 15 minut po godzinie osiemnastej, czyli spóźniliśmy się jak na gwiazdy tego wieczoru przystało.
-Już myślałem, że nie dotrzecie!- krzyknął Dani Alves na powitanie.
Przywitaliśmy się ze wszystkimi. Brakowało jeszcze tylko Gerarda Pique i Shakiry, jednak i oni pojawili się kilka minut po nas.
-Imprezę czas zacząć!- krzyknął entuzjastycznie Tito, pojawiając się na sali.
Na jego „komendę” wszyscy wparowali na parkiet. Tańcom nie było końca. Głównie bawiliśmy się wspólnie, ciesząc się swoim towarzystwem. Wieczór mijał w naprawdę przyjemnej atmosferze. Zwykle cichy, spokojny Vilanova, co chwilę porywał do tańca partnerki swoich piłkarzy, zadziwiając wszystkich swoimi umiejętnościami na parkiecie.
-No, no, panie trenerze! Nie spodziewałem się tego!- zaśmiał się Leo.
-Trochę nas zawstydziłeś…- dodał Cristian, co żeńskie grono skwitowało śmiechem, a dumny z siebie Tito bawił się w najlepsze.
W końcu było mi dane zatańczyć z Crisem, który ciągle był porywany przez Antonellę, Shakirę czy Daniellę. Pierwszy raz tego wieczoru, pierwszy raz, odkąd jesteśmy razem. Objął mnie w talii, ja zarzuciłam mu ręce na szyję i zaczęliśmy kołysać się w rytm wolnej piosenki, którą właśnie grała orkiestra.  W tym momencie nie liczyło się nic wokół. Byliśmy tylko ja i on, na środku sali tanecznej, połączeni objęciem. Wtedy poczułam, jak bardzo jest mi bliski. Jakbyśmy byli jedną duszą w dwóch ciałach. Położyłam głowę na jego ramieniu i w pełni oddałam się temu uczuciu. Pragnęłam, by ten taniec trwał wiecznie. Zatraciłam się w zapachu perfum Cristiana, nie zważając na to, że orkiestra gra już którąś z kolei piosenkę.
-Zasnęłaś?- szepnął mi do ucha Tello, śmiejąc się cicho.
-Zepsułeś atmosferę.- powiedziałam z udawanym wyrzutem.
Akurat grana była dość szybka piosenka, dlatego Cristian chwycił moje dłonie i zaczęliśmy wirować w jej rytm, starając się utrzymać tempo. Po chwili jednak straciliśmy siły, więc postanowiliśmy pójść napić się czegoś. Usiedliśmy przy stole, na którym było mnóstwo jedzenia i dobrze znanego mi już wina Iniesty. Wypiliśmy z Crisem po lampce czerwonego wina, po czym rozpoczęliśmy rozmowę z siedzącym obok Leo i Davidem.
Po upływie niecałej godziny, towarzystwo w lokalu było mocno wstawione. Każdy bawił się coraz lepiej, pijąc coraz więcej.
W mojej głowie również działy się cuda. Uciążliwy szum nie dawał mi spokoju. Alkohol coraz mocniej dawał się we znaki.
-Laura, wszystko gra?- spytał Tello, który też nie czuł się zbyt dobrze.
-Jedźmy do domu…- wydukałam.
Oboje wykazaliśmy się głupotą i nieodpowiedzialnością, nie dzwoniąc po taksówkę. Wpadłam na „świetny” pomysł, bym to ja prowadziła. Zapewniłam Cristiana, że dam radę, dlatego się zgodził, niewiele myśląc.
Jechaliśmy powoli, ale było ciemno, nie świeciło się żadne światło. Drogę widziałam tylko dzięki lampom samochodowym, które jednak pomagały mi w niewielkim stopniu, bowiem nisko nad ziemią unosiła się gęsta mgła, niesamowicie utrudniająca widoczność.
-Czemu akurat teraz…?- zdenerwowałam się.
Spojrzałam na Crisa, który od kilku minut próbował zapiąć pasy, co kiepsko mu wychodziło.
Nie zwróciłam uwagi na zakręt. Spróbowałam jeszcze szybko skręcić. Nie zdążyłam. Uderzyliśmy w ogromne drzewo o grubym pniu. Później była już tylko ciemność.

* * *

-Może mieć problemy z pamięcią. Do tego ma jeszcze złamaną nogę i wstrząs mózgu. Zagości u nas jeszcze przez dobre dwa tygodnie…- słyszałam gruby męski głos i towarzyszący mu nieznośny szum. Delikatnie uniosłam powieki. Oślepił mnie blask ogromnej lampy, zmarszczyłam brwi.
-Laura!- najwyraźniej przykuło to czyjąś uwagę. Ktoś głaskał mnie właśnie po policzku i szeptał coś do ucha, ale nic nie zrozumiałam.
-Miał pan dużo szczęścia, panie Tello.- znów odezwał się mężczyzna o grubym głosie. Tello? Dziwne nazwisko, raczej nie polskie.- Dziewczyna powoli będzie odzyskiwać przytomność. Teraz już będzie lepiej.- zapewnił.
-Dziękuję za pomoc.- powiedział inny męski głos. Wydawał się znajomy…
-Nie ma za co, to moja praca.- odpowiedział, a chwilę później usłyszałam trzask zamykanych drzwi.
Ktoś jednak nadal był w... właściwie gdzie?
Postanowiłam podjąć kolejną próbę otworzenia oczu w celu zorientowania się w terenie. Uniosłam więc powieki. Lampa była już wyłączona. Rozejrzałam się. Pomieszczenie wyglądało jak typowa szpitalna sala. Ale co ja tu robię? Czemu mam na nodze gips? Nie pamiętam, żeby coś mi się stało. Złapałam się za owiniętą bandażem głowę. Widocznie musiało stać się coś poważnego. Wtedy zauważyłam, że stoi nade mną jakiś młody chłopak, którego twarz wydawała się bardzo znajoma... Obserwował mnie, jego oczy były wypełnione łzami. Widziałam w nich troskę. Uśmiechał się delikatnie, ale nic nie mówił.
Patrzyłam na niego z ufnością, mimo że nie do końca wiedziałam, kim jest.- Co się stało?- spytałam szeptem.
Uklęknął przy łóżku, po czym chwycił moją dłoń.- Kochanie, my… Mieliśmy poważny wypadek.- z trudem wypowiedział te słowa.- Ale wszystko już jest w porządku!- dodał, ocierając łzy.
„Kochanie”… Czyli coś musi nas łączyć.- Jesteśmy małżeństwem?- zapytałam, co wywołało u niego kolejną falę łez, jednak na chwilę na jego twarzy zagościł również uśmiech.
-Nie.- odpowiedział.- Jeszcze…- dodał półszeptem.
Cały ten dzień upłynął na przywracaniu mi pamięci. Przypomniałam sobie, że od jakiegoś czasu mieszkam w Hiszpanii, a wcześniej mieszkałam w Anglii. Uwielbiam piłkę nożną, a moim ulubionym klubem jest FC Barcelona, w której na pozycji napastnika gra Cristian Tello, mój chłopak, który właśnie usilnie starał się przypomnieć mi wszystko.
-Wczoraj była impreza po wygranym finale Ligi Mistrzów. Byliśmy pijani, źle się poczułaś, dlatego pojechaliśmy do domu. Ty prowadziłaś…- Tello krzywił się, opowiadając to.
-Byłam nawalona, a ty dałeś mi prowadzić?- spytałam, unosząc brwi.
-Twierdziłaś, że dasz radę…- opuścił głowę.- Boże, to moja wina…
Uniosłam jego podbródek.- Przestań.- spojrzałam w jego czy.- Gdyby nie ja, teraz pewnie nie chciałoby nam się wstać z łóżka z powodu silnego kaca.- zaśmiałam się krótko, wspierając się na łokciach, jednak szybko zrezygnowałam. Ból dał się we znaki. Syknęłam cicho.
-Wszystko w porządku?- zapytał Cristian.
Kiwnęłam twierdząco głową, po czym pogłaskałam go po policzku, patrząc w jego brązowe tęczówki. Wszystko powoli zaczynało wracać. To, jak pierwszy raz rozmawialiśmy pod stadionem, jak nieśmiało na siebie zerkaliśmy… Pierwszy pocałunek… I pierwszy taniec, podczas którego uświadomiłam sobie jak bardzo go kocham.
-Cris, ja chcę stąd wyjść…- ma mojej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Nie lubiłam szpitali.
-Też bym chciał, żebyś wróciła już do domu. Lekarz powiedział, że spędzisz tu jeszcze dwa tygodnie.- oznajmił, niezbyt szczęśliwy.
Wtedy ktoś zapukał do drzwi. Po chwili w pomieszczeniu pojawił się Dani Alves z bukietem kwiatów, a za nim po kolei do sali wchodzili piłkarze FC Barcelony. Każdy z nich przyniósł bukiety moich ulubionych kwiatów – czerwonych róż. Widok zawodników Blaugrany bardzo mnie ucieszył. Ich obecność zmniejszyła ból. Ich radosne twarze, wesołe oczy, które właśnie na mnie patrzyły, dodawały sił. Oni poprawili humor nawet Cristianowi, za co byłam im bardzo wdzięczna. Chłopcy towarzyszyli mi przez cały wieczór, rozśmieszając mnie przeróżnymi wygłupami. Chcieli zostać jeszcze dłużej, jednak do akcji wkroczyła pielęgniarka, która ogłosiła, że czas wizyt się skończył. Mimo błagań, piłkarze musieli opuścić pomieszczenie, tylko Cris mógł zostać. Pożegnaliśmy się więc i wyszli z sali, w której momentalnie zapadła cisza.
Spojrzałam na Tello, który cały czas trzymał mnie za rękę.

-Nie pozwolę ci zniknąć w ciemności.- wyszeptał, składając pocałunek na mojej dłoni…

Pan Abidal żegna się z Wami w moim imieniu :D

A więc to już koniec. Zaczynając tego bloga, planowałam więcej rozdziałów, zdołałam jednak napisać tylko 10... Cóż, nie wytrzymałam długo, ta historia zaczęła mnie po prostu męczyć. Nie kończę jednak przygody z pisaniem - mam jeszcze 2 blogi. Zupełnie nowy, o Oscarze dos Santosie w roli głównej, rozpocznę już niedługo :) 
Pragnę serdecznie podziękować każdemu z osobna za czytanie mojego opowiadania. Za każdy komentarz, każdą uwagę, dzięki której uczyłam się poprawnie pisać. Dziękuję Wam z całego serca :) 
No, to chyba tyle. 
Yours,
-Cule de FCB
P.S.: Na końcu jest "Nie pozwolę ci zniknąć w ciemności." Dlaczego? Ponieważ tytuł bloga to "I won't let you fade into darkness" = nie pozwolę ci zniknąć w ciemności. Tak tylko piszę, dla pewności, jakby ktoś nie zwrócił na to uwagi :D 

7 komentarzy:

  1. Oh, pomimo że to już koniec, to jest naprawdę dobry. Podoba mi się końcówka. Nie wiem dlaczego. Niby w opowiadaniach pełno wypadków, ale to jak ubrałaś wszystko w słowa bardzo mi się spodobało.
    Trochę się bałam, że Laura niczego nie będzie pamiętała, ale to dobrze, że Cris pomógł jej sobie przypomnieć.
    Także no dziękuję za to opowiadanie i czekam na nowość o Oscarze :D

    OdpowiedzUsuń
  2. no ciesze się, że nic aż tak poważnego się nie stało epilog świetny szkoda, że to już koniec
    Zapraszam na nowe rozdziały, licze na komentarze
    http://moje-zycie-w-barcelonie.blogspot.com/
    http://milosc-w-barcelonie.blogspot.com/
    http://milosc-i-fcb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. szkoda że już koniec ;c
    super epilog :*
    naprawdę lubiłam to opowiadanie <3
    informuj mnie w zakładce SPAM o nowościach na Twoich innych blogach ;>

    OdpowiedzUsuń
  4. Epilog jest świetny. Przez chwilę bałam się, że kompletnie nic nie będzie pamiętać i tak to wszystko się zakończy. Cieszę się, że Cris pomógł jej odzyskać pamięć. Masz ogromny talent :) informuj mnie o nowych rozdziałach na Twoich blogach :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam do siebie na http://somos-tan-felices.blogspot.com/

      Usuń
  5. Epilog jest bardzo fajny :D Myślałam, że oni zginą w tym wypadku, a tego bym Ci nie wybaczyła ;( Brakuję mi tu tylko pana Aveiro :D byłoby przezabawnie ;3

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze, że Laura odzyskała pamięć, a wypadek nie był bardziej tragiczny w skutkach.
    Epilog naprawdę fajny, szczególnie końcówka.

    OdpowiedzUsuń