ROK
PÓŹNIEJ
Finał Ligi Mistrzów. Stadion Wembley, wypełniony po
brzegi kibicami FC Barcelony i Bayernu Monachium, wrze. Okrzykom pełnym radości
nie było końca. Ludzie wiwatowali, wspierali swoje ukochane drużyny całym
sercem. A ja, drobna brunetka, siedziałam nisko na trybunach w zupełnej ciszy i
wewnętrznym spokoju. Wyczekiwałam wyjścia na boisko moich ulubieńców, wśród
których był On, Cristian.
W końcu się doczekałam. Piłkarze pojawiali się na murawie, dumnie, jeden za
drugim w dwóch rządkach krocząc przed siebie, by chwilę później zatrzymać się
przed kibicami i rozpocząć to jakże uroczyste wydarzenie.
Kiedy wrzawa na trybunach na chwilę ustała, odśpiewano
hymn UEFA, po czym można było zacząć mecz, w którym rozstrzygnie się, kto
zostanie mistrzem Europy. I tak oto sędzia rozpoczął gwizdkiem spotkanie między
FC Barceloną i Bayernem Monachium.
Piłka przez
dłuższy czas utrzymywała się po stronie Bawarczyków, którzy jednak długo nie
potrafili przebić się przez obronę Blaugrany, która na początku grała
niepewnie, starając się nie opuszczać własnej połowy, jednak po upływie
trzydziestu minut atakowała coraz odważniej.
Nie mogłam usiedzieć na moim miejscu, więc stałam z
zaciśniętymi pięściami, modląc się, by mecz skończył się wynikiem pomyślnym dla
Blaugrany. Los chciał jednak inaczej. Tuż przed gwizdkiem oznaczającym koniec
pierwszej połowy spotkania, Mario Gomez bezlitośnie wpakował piłkę do bramki
Valdesa, który był bez szans obrony tego kapitalnego strzału.
Piłkarze Barcy schodzili do szatni z opuszczonymi
głowami, natomiast Bawarczycy – przepełnieni dumą i radością.
Te piętnaście minut przerwy okropnie mi się dłużyły.
Usiadłam na plastikowym krzesełku i z nerwów zaczęłam obgryzać paznokcie.
Koszulka, którą miałam na sobie przypomniała mi jednak, że przed nimi jeszcze druga
połowa, a to jest FC Barcelona, która w każdej chwili potrafi odmienić losy
meczu.
45 minut drugiej połowy były zupełnie innym zjawiskiem,
niż początek meczu. Piłkarze Dumy Katalonii grali tak, jakby w czasie przerwy
Tito Vilanova ich zaczarował, dodał im mocy, zmotywował… Wtedy uświadomiłam
sobie, jak ogromny wpływ ma na nich ten mężczyzna.
Magiczna forma FC Barcelony została potwierdzona bramką
w 68. minucie. Strzelcem był oczywiście Leo Messi, po asyście Andresa Iniesty.
Część trybun ubrana na granatowo – bordowo oszalała z radości. W przypływie
fali euforii przytuliłam nawet jakiegoś zupełnie obcego mężczyznę!
Tak oto wynik 1:1 utrzymywał się aż do 87. minuty.
Piłka wpadła pod Nogi Tello, który rozejrzał się tylko po boisku i ruszył w
kierunku bramki rywala, nie widząc w pobliżu nikogo, komu mógłby podać
futbolówkę. Koledzy z drużyny dopiero wybiegali na pozycje. Cristian z
łatwością omijał kolejnych graczy Bayernu. Moje serce biło szybciej z każdym
jego krokiem. Cris wpadł w pole karne, sprytnie przeszedł obronę i… Pokonał
Neuera! 2:1! Koniec meczu! Sztab szkoleniowy na czele z trenerem, piłkarze
rezerwowi, medycy, wszyscy wybiegli na murawę, by razem z drużyną cieszyć się
triumfem. Ja, razem z tysiącami innych kibiców FCB skakałam z radości, nie mogłam
uwierzyć, że w końcu wygrali Ligę Mistrzów, po siedmiu latach… I pokonali
wielki Bayern, który w zeszłym roku ich rozgromił…
Rozpierała mnie duma. Cris, mój chłopak, strzelił
decydującego gola. Wyszukałam go wzrokiem wśród
tłumu. On też szukał mnie. Pomachałam mu. Wtedy Tello gestem pokazał,
żebym przyszła na boisko. Przez chwilę się wahałam, ale pomyślałam, że czemu
miałabym mu nie towarzyszyć w tak ważnej chwili…? Zbiegłam więc najszybciej jak
potrafiłam na murawę i rzuciłam się na jego szyję. Cristian pocałował mnie
namiętnie, co wywołało jeszcze większą euforię. Wśród fotografów i piłkarzy,
którzy nam klaskali. Teraz jednak najważniejszy był puchar, który gracze
Blaugrany mieli za chwilę wznieść. To było dla mnie niesamowite przeżycie, móc
uczestniczyć w tak wspaniałym, magicznym wydarzeniu.
Nagle przede mną stanął Xavi, wręczając mi opaskę
kapitana. Szeroko się uśmiechał, ale nic nie mówił. Skinął tylko głową, bym
założyła ją na ramię. Tak też zrobiłam. To oznaczało, że ja będę musiała unieść
puchar.
Kilka minut później starszy, siwy mężczyzna zawołał nas
na specjalnie przygotowany podest, na którym stanęła cała drużyna, ze mną na
czele. Z pomocą Cristiana i Leo wzniosłam puchar Ligi Mistrzów, wykrzykując „Visca el Barca”. Oczy wszystkich
obecnych były zwrócone na mnie. Czułam się tak bardzo wyjątkowo…
*
* *
-Kochanie, obudź się, za chwilę lądujemy.- wyszeptał mi
do ucha Cris.
Powoli otworzyłam oczy. Oślepił mnie blask promieni
słonecznych. A więc byliśmy już w Barcelonie! Tak bardzo za nią tęskniłam…
Angielski klimat zdecydowanie nie jest dla mnie. Choć tam mieszkałam, nie
przetrwałabym tam dłużej, niż tamten rok. W Katalonii było zupełnie inaczej.
Upalne dni i równie ciepłe noce, gorące morze, niesamowite widoki cieszące się
zainteresowaniem turystów… Jednym słowem, tutaj jest mi najlepiej.
Pomijając to wszystko, mam tu również dla kogo żyć.
Cristian jest moim tlenem. Jest kimś, kto sprawia, że świat staje się piękny.
Wylądowaliśmy. Dawno nie widziałam tak zatłoczonego
lotniska El Prat! Samoloty się wymieniały; Jeden lądował, od razu za nim
startował kolejny. Nie ma co się dziwić, był maj, turyści rozpoczynali swoje
wczasy.
Najszybciej jak to było możliwe, wydostaliśmy się z
lotniska całą ekipą. Na szczęście nikt nie zaginął wśród tłumów i od razu, bez
komplikacji, mogliśmy wyjechać klubowym autokarem na Camp Nou, skąd każdy
kierował się do własnych domów, by odpocząć po ciężkim meczu.
-Jestem wykończona…- jęknęłam, opierając się o ramię
Tello, kiedy wracaliśmy taksówką do naszego mieszkania.
-Rozumiem, nabiegałaś się, strzeliłaś gola, a na koniec
jeszcze wzniosłaś puchar! Podziwiam cię!- Cris zachichotał, za co zarobił w
ramię.
-Kibicowałam wam całym sercem… I gardłem, które teraz
niesamowicie boli!- krzyknęłam z udawanym wyrzutem.- Wariowałam z radości! Ale…
Poniekąd masz rację. Miałam jeszcze siłę unieść puchar.- powiedziałam z dumą.
-I utrzymać na ramieniu opaskę kapitana.- dodał
Cristian, wybuchając śmiechem.
Obdarowałam chłopaka piorunującym spojrzeniem,
skrzyżowałam ręce na piersiach i tak oto resztę drogi do domu przebyliśmy w
ciszy.
Kiedy w końcu dotarliśmy do willi, szybko zabraliśmy
bagaże i z impetem wpadliśmy do środka. Tello rzucił walizki w kąt, chwycił
moją dłoń i pobiegliśmy na piętro, do sypialni, gdzie nawet się nie
przebierając, wskoczyliśmy do łóżka i w momencie zasnęliśmy.
*
* *
Rano do Cristiana zadzwonił Tito z wiadomością, że
wieczorem odbędzie się zabawa, jak powiedział, „w nagrodę za puchar”. Dziwne.
Vilanova nie miał w zwyczaju organizowania imprez… Uważał, że za bardzo
rozpieszcza tym swoich piłkarzy. Ale przecież nie powinniśmy narzekać, w końcu
druga taka okazja może nadarzyć się dopiero za kilka miesięcy!
Po tym, jak Cris przekazał mi tę nowinę, wstałam z
łóżka i przetarłam oczy. Nie było już tak rano – wybiła dwunasta…
Zerwałam się na równe nogi i pomknęłam do łazienki w
celu wzięcia chłodnego prysznica na pobudzenie. Tello został jeszcze w łóżku.
On nie potrzebował dużo czasu na przygotowanie się.
Impreza miała zacząć się o godzinie osiemnastej w
lokalu wynajętym przez Tito, gdzieś w centrum miasta.
Po prysznicu wysuszyłam i ułożyłam włosy, następnie
pomalowałam paznokcie u rąk i stóp. Później zabrałam się za szukanie
odpowiedniej kreacji.
-Klasycznie czy z pazurem?- zwróciłam się do Cristiana.
-Zdecydowanie opcja numer dwa.- poruszył brwiami,
uśmiechając się zawadiacko. Pewnie dlatego, że stałam przed nim w samej
bieliźnie…
Po kilkunastominutowych poszukiwaniach znalazłam
sukienkę, która na dzisiejszy wieczór nadawała się idealnie. Była to tak zwana
„Mała czarna”. Miała wcięcie, które odsłaniało całe plecy, a na ramiączkach
przymocowane były ćwieki, co dodawało jej drapieżnego stylu. Do kreacji
dobrałam buty na wysokiej szpilce w kolorze czarnym z czerwonymi podeszwami.
Pozostał makijaż. Postawiłam na dość mocne podkreślenie moich ciemnych oczu,
używając eyelinera. Po kilku próbach udało mi się zrobić ładne kreski.
Zewnętrzne kąciki powiek uwydatniłam dodatkowo czarnym cieniem, co powiększyło
wizualnie oczy. Usta pomalowałam na kolor głęboko czerwony. Na policzki
nałożyłam puder. Wszystko razem dawało dokładnie taki efekt, jaki chciałam.
-Wyglądasz wspaniale.- rzekł Cris, widząc mnie w pełnej
okazałości.
-Dziękuję, kochanie.- pocałowałam go w policzek,
zostawiając na nim ślad szminki. Ledwo powstrzymałam śmiech, o niczym mu nie
powiedziałam.
Zorientował się dopiero po tym jak wszedł do łazienki
po swoje perfumy.- Laura!- krzyknął, a ja wybuchłam śmiechem.
W końcu zszedł z góry, z już czystym policzkiem. Cris w
eleganckim garniturze wyglądał niczym grecki bóg. Idealnie się prezentował.
-Chodźmy więc królować na parkiecie, partnerko.-
powiedział, chwytając moją dłoń.
*
* *
Na miejscu byliśmy 15 minut po godzinie osiemnastej,
czyli spóźniliśmy się jak na gwiazdy tego wieczoru przystało.
-Już myślałem, że nie dotrzecie!- krzyknął Dani Alves
na powitanie.
Przywitaliśmy się ze wszystkimi. Brakowało jeszcze
tylko Gerarda Pique i Shakiry, jednak i oni pojawili się kilka minut po nas.
-Imprezę czas zacząć!- krzyknął entuzjastycznie Tito,
pojawiając się na sali.
Na jego „komendę” wszyscy wparowali na parkiet. Tańcom
nie było końca. Głównie bawiliśmy się wspólnie, ciesząc się swoim towarzystwem.
Wieczór mijał w naprawdę przyjemnej atmosferze. Zwykle cichy, spokojny
Vilanova, co chwilę porywał do tańca partnerki swoich piłkarzy, zadziwiając
wszystkich swoimi umiejętnościami na parkiecie.
-No, no, panie trenerze! Nie spodziewałem się tego!-
zaśmiał się Leo.
-Trochę nas zawstydziłeś…- dodał Cristian, co żeńskie
grono skwitowało śmiechem, a dumny z siebie Tito bawił się w najlepsze.
W końcu było mi dane zatańczyć z Crisem, który ciągle
był porywany przez Antonellę, Shakirę czy Daniellę. Pierwszy raz tego wieczoru,
pierwszy raz, odkąd jesteśmy razem. Objął mnie w talii, ja zarzuciłam mu ręce
na szyję i zaczęliśmy kołysać się w rytm wolnej piosenki, którą właśnie grała
orkiestra. W tym momencie nie liczyło
się nic wokół. Byliśmy tylko ja i on, na środku sali tanecznej, połączeni
objęciem. Wtedy poczułam, jak bardzo jest mi bliski. Jakbyśmy byli jedną duszą
w dwóch ciałach. Położyłam głowę na jego ramieniu i w pełni oddałam się temu
uczuciu. Pragnęłam, by ten taniec trwał wiecznie. Zatraciłam się w zapachu
perfum Cristiana, nie zważając na to, że orkiestra gra już którąś z kolei
piosenkę.
-Zasnęłaś?- szepnął mi do ucha Tello, śmiejąc się
cicho.
-Zepsułeś atmosferę.- powiedziałam z udawanym wyrzutem.
Akurat grana była dość szybka piosenka, dlatego
Cristian chwycił moje dłonie i zaczęliśmy wirować w jej rytm, starając się
utrzymać tempo. Po chwili jednak straciliśmy siły, więc postanowiliśmy pójść napić
się czegoś. Usiedliśmy przy stole, na którym było mnóstwo jedzenia i dobrze
znanego mi już wina Iniesty. Wypiliśmy z Crisem po lampce czerwonego wina, po
czym rozpoczęliśmy rozmowę z siedzącym obok Leo i Davidem.
Po upływie niecałej godziny, towarzystwo w lokalu było
mocno wstawione. Każdy bawił się coraz lepiej, pijąc coraz więcej.
W mojej głowie również działy się cuda. Uciążliwy szum
nie dawał mi spokoju. Alkohol coraz mocniej dawał się we znaki.
-Laura, wszystko gra?- spytał Tello, który też nie czuł
się zbyt dobrze.
-Jedźmy do domu…- wydukałam.
Oboje wykazaliśmy się głupotą i nieodpowiedzialnością,
nie dzwoniąc po taksówkę. Wpadłam na „świetny” pomysł, bym to ja prowadziła.
Zapewniłam Cristiana, że dam radę, dlatego się zgodził, niewiele myśląc.
Jechaliśmy powoli, ale było ciemno, nie świeciło się
żadne światło. Drogę widziałam tylko dzięki lampom samochodowym, które jednak
pomagały mi w niewielkim stopniu, bowiem nisko nad ziemią unosiła się gęsta
mgła, niesamowicie utrudniająca widoczność.
-Czemu akurat teraz…?- zdenerwowałam się.
Spojrzałam na Crisa, który od kilku minut próbował
zapiąć pasy, co kiepsko mu wychodziło.
Nie zwróciłam uwagi na zakręt. Spróbowałam jeszcze
szybko skręcić. Nie zdążyłam. Uderzyliśmy w ogromne drzewo o grubym pniu.
Później była już tylko ciemność.
*
* *
-Może mieć problemy z pamięcią. Do tego ma jeszcze
złamaną nogę i wstrząs mózgu. Zagości u nas jeszcze przez dobre dwa tygodnie…-
słyszałam gruby męski głos i towarzyszący mu nieznośny szum. Delikatnie uniosłam
powieki. Oślepił mnie blask ogromnej lampy, zmarszczyłam brwi.
-Laura!- najwyraźniej przykuło to czyjąś uwagę. Ktoś
głaskał mnie właśnie po policzku i szeptał coś do ucha, ale nic nie
zrozumiałam.
-Miał pan dużo szczęścia, panie Tello.- znów odezwał
się mężczyzna o grubym głosie. Tello? Dziwne nazwisko, raczej nie polskie.-
Dziewczyna powoli będzie odzyskiwać przytomność. Teraz już będzie lepiej.-
zapewnił.
-Dziękuję za pomoc.- powiedział inny męski głos.
Wydawał się znajomy…
-Nie ma za co, to moja praca.- odpowiedział, a chwilę
później usłyszałam trzask zamykanych drzwi.
Ktoś jednak nadal był w... właściwie gdzie?
Postanowiłam podjąć kolejną próbę otworzenia oczu w
celu zorientowania się w terenie. Uniosłam więc powieki. Lampa była już
wyłączona. Rozejrzałam się. Pomieszczenie wyglądało jak typowa szpitalna sala.
Ale co ja tu robię? Czemu mam na nodze gips? Nie pamiętam, żeby coś mi się
stało. Złapałam się za owiniętą bandażem głowę. Widocznie musiało stać się coś
poważnego. Wtedy zauważyłam, że stoi nade mną jakiś młody chłopak, którego
twarz wydawała się bardzo znajoma... Obserwował mnie, jego oczy były wypełnione
łzami. Widziałam w nich troskę. Uśmiechał się delikatnie, ale nic nie mówił.
Patrzyłam na niego z ufnością, mimo że nie do końca
wiedziałam, kim jest.- Co się stało?- spytałam szeptem.
Uklęknął przy łóżku, po czym chwycił moją dłoń.-
Kochanie, my… Mieliśmy poważny wypadek.- z trudem wypowiedział te słowa.- Ale
wszystko już jest w porządku!- dodał, ocierając łzy.
„Kochanie”… Czyli coś musi nas łączyć.- Jesteśmy
małżeństwem?- zapytałam, co wywołało u niego kolejną falę łez, jednak na chwilę
na jego twarzy zagościł również uśmiech.
-Nie.- odpowiedział.- Jeszcze…- dodał półszeptem.
Cały ten dzień upłynął na przywracaniu mi pamięci.
Przypomniałam sobie, że od jakiegoś czasu mieszkam w Hiszpanii, a wcześniej
mieszkałam w Anglii. Uwielbiam piłkę nożną, a moim ulubionym klubem jest FC
Barcelona, w której na pozycji napastnika gra Cristian Tello, mój chłopak,
który właśnie usilnie starał się przypomnieć mi wszystko.
-Wczoraj była impreza po wygranym finale Ligi Mistrzów.
Byliśmy pijani, źle się poczułaś, dlatego pojechaliśmy do domu. Ty
prowadziłaś…- Tello krzywił się, opowiadając to.
-Byłam nawalona, a ty dałeś mi prowadzić?- spytałam,
unosząc brwi.
-Twierdziłaś, że dasz radę…- opuścił głowę.- Boże, to
moja wina…
Uniosłam jego podbródek.- Przestań.- spojrzałam w jego
czy.- Gdyby nie ja, teraz pewnie nie chciałoby nam się wstać z łóżka z powodu
silnego kaca.- zaśmiałam się krótko, wspierając się na łokciach, jednak szybko
zrezygnowałam. Ból dał się we znaki. Syknęłam cicho.
-Wszystko w porządku?- zapytał Cristian.
Kiwnęłam twierdząco głową, po czym pogłaskałam go po
policzku, patrząc w jego brązowe tęczówki. Wszystko powoli zaczynało wracać.
To, jak pierwszy raz rozmawialiśmy pod stadionem, jak nieśmiało na siebie
zerkaliśmy… Pierwszy pocałunek… I pierwszy taniec, podczas którego uświadomiłam
sobie jak bardzo go kocham.
-Cris, ja chcę stąd wyjść…- ma mojej twarzy pojawił się
grymas niezadowolenia. Nie lubiłam szpitali.
-Też bym chciał, żebyś wróciła już do domu. Lekarz
powiedział, że spędzisz tu jeszcze dwa tygodnie.- oznajmił, niezbyt szczęśliwy.
Wtedy ktoś zapukał do drzwi. Po chwili w pomieszczeniu
pojawił się Dani Alves z bukietem kwiatów, a za nim po kolei do sali wchodzili
piłkarze FC Barcelony. Każdy z nich przyniósł bukiety moich ulubionych kwiatów
– czerwonych róż. Widok zawodników Blaugrany bardzo mnie ucieszył. Ich obecność
zmniejszyła ból. Ich radosne twarze, wesołe oczy, które właśnie na mnie
patrzyły, dodawały sił. Oni poprawili humor nawet Cristianowi, za co byłam im
bardzo wdzięczna. Chłopcy towarzyszyli mi przez cały wieczór, rozśmieszając
mnie przeróżnymi wygłupami. Chcieli zostać jeszcze dłużej, jednak do akcji
wkroczyła pielęgniarka, która ogłosiła, że czas wizyt się skończył. Mimo
błagań, piłkarze musieli opuścić pomieszczenie, tylko Cris mógł zostać.
Pożegnaliśmy się więc i wyszli z sali, w której momentalnie zapadła cisza.
Spojrzałam na Tello, który cały czas trzymał mnie za
rękę.
-Nie pozwolę ci zniknąć w ciemności.- wyszeptał,
składając pocałunek na mojej dłoni…