-Ulubiony piłkarz?- Victor już od ponad godziny męczył
mnie pytaniami. Jak mówił, chciał wiedzieć o mnie wszystko.
-Ech, naprawdę muszę się zdecydować tylko na jednego?-
westchnęłam.
-Niestety.
-Nie potrafię.- wzięłam oddech, by móc zacząć wymieniać
moich idoli.
-Dobra, domyślam się!- chłopak nie pozwolił mi dojść do
słowa.- Jak zaczniesz, to nie skończysz…
Zaśmiałam się.- Racja!
Spędziliśmy ze sobą cały dzień. Znałam na pamięć już
chyba wszystkie ulice, dzielnice i zaułki Madrytu!
Nadal nie osiągnęłam jednak swojego celu. Jeszcze nie
zdecydowałam się na odwiedzenie zarządu katalońskiego klubu, choć dzięki
wspierającej mnie cioci, powinnam złożyć wizytę w najbliższym czasie. Nie
mówiłam o niczym Victorowi, nie lubił rozmawiać o Barcelonie…
Wieczorem, kiedy w końcu wróciłam do domu ciotki po
kilku godzinach nieobecności, kobieta czekała na mnie w kuchni. Trzymała w
dłoniach jakieś papiery.
-Co to?- zapytałam, w międzyczasie wlewając do szklanki
sok.
-Dokumenty. Jutro rano idziemy do włodarzy klubu.-
uśmiechnęła się promiennie.
Z zaskoczenia aż zakrztusiłam się piciem.- Jak to? Nie
jestem jeszcze gotowa!
Wzięłam od kobiety plik kartek i udałam się do swojego
pokoju. Usiadłam na fotelu przy biurku i zaczęłam przeglądać dokumenty. Były to
informacje o domu, karta członkowska klubu, należąca do Enrica Rabassy, trenera Barcy w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku,
z którym byłam spokrewniona. Wyczytałam wszystko. Może ciocia miała rację? Może
są jakieś szanse na to, że zarząd rzeczywiście się mną zainteresuje i pomoże mi
w znalezieniu mieszkania w Barcelonie, a może nawet przyzna pracę! Byłoby
idealnie. Jak będzie? Zobaczymy.
*
* *
Stałam przed drzwiami gabinetu niejakiego Sandro
Rossela, prezydenta klubu FC Barcelona. Z podenerwowania trzęsły mi się ręce,
co nie umknęło uwadze cioci, która momentalnie uścisnęła moją dłoń, dodając mi
odwagi. W zasadzie nie miałam się czym przejmować, pan Rossel wyglądał na
bardzo sympatycznego człowieka…
Za chwilę sekretarka miała oznajmić, że mogę już wejść
do gabinetu. Myślałam, od czego zacząć rozmowę, ale szybko zrezygnowałam,
całkowicie zdając się na Karinę. Trzymałam plik dokumentów, które miały mi
pomóc w negocjacjach. Przeglądałam je jeszcze raz, by upewnić się, że na pewno
wszystkie mam, kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, zza których wychyliła
się młoda kobieta z informacją, że Rossel już na nas czeka.
-Dzień dobry.- przywitałam się drżącym głosem.
-Witaj, młoda damo.- uśmiechnął się.- Co cię do mnie
sprowadza?- zapytał, wskazując ręką na fotel znajdujący się naprzeciwko niego
na znak, bym usiadła.
-Otóż…- trochę się ośmieliłam, choć wiedziałam, że
ciotka nie weszła ze mną. W ostatniej chwili sprytnie się wycofała,
pozostawiając mnie samą. Dobrze wiedziała, że lepiej będzie, jeśli przyjdę
sama.-… Nazywam się Laura Fernandez. Pochodzę z Polski, mój ojciec ma
hiszpańskie korzenie.- opowiedziałam o tym, co działo się w Anglii i jak tu
wylądowałam. Widząc, że mężczyzna doskonale mnie rozumie, kontynuowałam
spokojnie.- Do rzeczy. Jak pan już wie,
udało mi się dotrzeć do Madrytu, a moim marzeniem jest właśnie to miejsce,
Barcelona, ale… jest jeden problem.- westchnęłam.- Mieszkanie i praca.
-Nie rozumiem, dlaczego zwróciłaś się z tym akurat do
mnie.- Rossel uniósł brew.
-Jest coś, czego jeszcze panu nie powiedziałam.-
położyłam na blacie ogromnego biurka dokumenty, które odgrywały w tej sprawie
kluczową rolę.- Proszę zobaczyć.
Prezydent mojego ukochanego klubu przysunął do siebie papiery
i spokojnie, z miną niewyrażającą żadnych uczuć, czytał.- Enric Rabassa… Legenda.- kąciki jego ust
uniosły się. W końcu poczułam pełne rozluźnienie.
-Jest ze mną jego wnuczka,
moja ciotka.- oznajmiłam.- Rozmawiałam z
nią i stwierdziła, że jeśli nie chcę zostać w Madrycie, powinnam zwrócić się
właśnie do pana.
-Te dokumenty są swego
rodzaju przepustką, tak?- skrzyżował ręce na piersiach.
-Nie, proszę tak nie myśleć!-
szybko zareagowałam.- Ja po prostu… Sama nie wiem…- zarumieniłam się. Nie
miałam pojęcia, jak to wytłumaczyć.
-Mówiłaś mi, że kochasz
football, mało tego, uwielbiasz Barcelonę. To jest dopiero przepustka!- klasnął
dłońmi.
-Fakt, nie pomyślałam o tym w
ten sposób.- zaśmialiśmy się.- Jest pan w stanie mi pomóc? Od zawsze marzyłam,
żeby się tu znaleźć, żeby zobaczyć Camp Nou na żywo, obejrzeć mecz Dumy
Katalonii z trybun… Mieszkanie w Barcelonie i bycie blisko ukochanej drużyny to
szczyt moich marzeń.- westchnęłam.
-Cóż, trenera z ciebie nie
zrobię.- uśmiechnął się szeroko.- Kopiesz piłkę, czy tylko oglądasz?- Rossel
uważnie mnie obserwował.
-Kilka lat temu grałam w
lokalnym klubie, któremu jednak szybko skończyły się fundusze na utrzymanie
drużyny i boiska, dlatego szybko zniknęłyśmy z tabeli…- wzruszyłam ramionami.-
A szło nam całkiem nieźle!
-A nie chciałabyś wznowić
treningów w damskiej sekcji?- mężczyzna mówił powoli, rejestrując każdą moją
reakcję.
Chwilę się zastanowiłam. Nie
byłam w stu procentach pewna, czy chcę do tego wracać, ale…- Czemu nie!-
odpowiedziałam.- Jeśli tylko zapewni mi pan mieszkanie…- poruszyłam brwiami.
-Cwaniara.- parsknął
śmiechem.- Coś wykombinuję.- puścił oczko.
-Dziękuję.- uśmiechnęłam się
życzliwie.- Miło się z panem rozmawia, ale na mnie już czas.- westchnęłam,
wstając z wygodnego fotela.
W tym samym momencie do
pokoju wszedł znajomy mężczyzna. Stał przede mną nie kto inny, jak jeden z
moich ulubieńców, Dani Alves!
-Witam piękną panią!- ukłonił
się delikatnie, ukazując rządek śnieżnobiałych zębów.
Osłupiałam. Jego obecność
mnie sparaliżowała, nie mogłam się poruszyć, nie mówiąc już o tym, że nie
potrafiłam wydobyć z siebie ani słowa.
Defensor Barcelony wymienił
kilka zdań z prezydentem klubu, po czym zniknął tak samo szybko, jak się
pojawił.
-Przepraszam za niego, nigdy
nie puka, już nawet przestałem go o to upominać.- zaśmiał się.- Skontaktuję się
z tobą w najbliższym czasie.-wyciągnął rękę w moim kierunku.- Witamy w klubie,
Lauro.
Uścisnęłam jego dłoń, po czym
udałam się w stronę drzwi gabinetu.- Do widzenia.- pożegnałam się i oszołomiona
opuściłam pomieszczenie.
Na korytarzu czekała na mnie
ciotka.
-No więc…- zaczęłam.
-Daj spokój, wszystko
słyszałam!- przytuliła mnie.
-A co ciocia taka
szczęśliwa?!- zaśmiałam się.
-Cieszę się twoim
szczęściem.- odgarnęła mi włosy z czoła.- No, ale wracajmy już do domu, niech
emocje w końcu opadną!
* * *
Minęły dwa dni, a mój telefon
dalej milczał. Czyżby Rossel o mnie zapomniał? Niemożliwe! Może jednak…? Nie
wiedziałam, co o tym myśleć. Mówił, że odezwie się w najbliższym czasie. Czy
najbliższy czas to nie teraz? Hmm… Widocznie ma na głowie jakieś bardzo ważne
sprawy. Albo po prostu narobił mi głupiej nadziei.
-Boże, zaraz zwariuję!-
chodziłam wokół pokoju, trzymając w dłoniach wszystkie telefony, jakie
znalazłam w domu. Nagle jedno z urządzeń zasygnalizowało przyjście smsa.
Szybkim ruchem rzuciłam pozostałe komórki na łóżko, po czym odczytałam
wiadomość, która pojawiła się na wyświetlaczu mojego telefonu.- „Wyjdź przed
dom, poznasz kogoś. Victor.”- westchnęłam. Cóż. W końcu Hiszpan był na każde
moje wezwanie, dlaczego ja miałabym odmówić?
Wyszłam na dwór najszybciej,
jak mogłam, jednak wykonywanie gwałtownych ruchów uniemożliwiały mi
przepełnione komórkami kieszenie. Musiałam wyglądać idiotycznie…
-Zgłupiałaś?- Victor wybuchł
donośnym śmiechem.- Po co ci to wszystko?
-Długa historia. Kogo mi
przyprowadziłeś?- uniosłam brwi.
-No, nie wstydź się!-
krzyknął.
Tajemniczy chłopak w końcu do
nas podszedł. Niepewnie wyciągnął dłoń w moim kierunku.- Oscar.- powiedział
cicho.
-Jestem Laura, miło mi cię poznać!-
uśmiechnęłam się życzliwie, uwalniając rękę z uścisku.
-Jest trochę nieśmiały.- Victor
zaczął czochrać włosy swojemu koledze, za co oberwał w ramię.- Jak było w
Barcelonie?
-Co?- zdziwiłam się.- Skąd o
tym wiesz?- spojrzałam na niego podejrzliwie.
-Istnieje coś takiego jak
media.- odparł ironicznie.- Wystarczy włączyć byle jaki kanał telewizyjny,
wszędzie o tym mówią! Byłaś już dzisiaj chyba w każdym dzienniku.
-Ale przecież… To żadna
sensacja…- poczułam się dziwnie. Nigdy wcześniej nie miałam okazji być w
telewizji, oczywiście marzyłam o tym, ale nie myślałam, że będę miała swoje
pięć minut właśnie podczas pierwszej wizyty w Barcelonie.
-Eee, nie narzekaj.- objął
mnie ramieniem.- Super, mam sławną koleżankę!
-Przeestań.- szturchnęłam go
w żebra.- Jutro już nikt nie będzie o mnie pamiętał, z czego bardzo się
cieszę.- uśmiechnęłam się szeroko.- Co robimy?- skierowałam wzrok na Oscara,
który jak do tej pory nie włączał się do naszej rozmowy.
-Za chwilę idziemy na
trening.
-Gracie w jakiejś lidze?
-Podwórkowej.- Victor zaśmiał
się.- Po prostu marzymy o grze w Realu, dlatego codziennie spotykamy się i
ćwiczymy, gramy między sobą…
-Też kiedyś grałam w klubie
piłkarskim. Był moment, że prowadziłyśmy w tabeli!- oznajmiłam dumnie.-
Formalnie byłam pomocnikiem, ale najczęściej atakowałam.
-Coś w stylu cofniętego
napastnika?- w końcu odezwał się Oscar.
-Dokładnie.- obdarzyłam go
promiennym uśmiechem.- Chętnie poszłabym z wami. Ale wiesz…- skierowałam wzrok
na koszulkę, którą miałam na sobie.
-Nic ci nie zrobią!- Victor
wiedział, o co mi chodzi. Brałam pod uwagę opcję, że jego koledzy mogą źle
zareagować na barwy Barcelony pośród bieli Królewskich.- No, więc chodźmy!-
krzyknął z entuzjazmem.
* * *
-Ej, chłopaki! Mam nowego
zawodnika!- Hiszpan wskazał na mnie palcem.
-Cześć! Jestem Juan.- jako
pierwszy odezwał się niebieskooki blondyn. Podał mi dłoń, uśmiechając się
przyjaźnie.
-Laura.- powiedziałam
nieśmiało. Gapiło się na mnie ponad dwudziestu chłopaków w różnym wieku. Od
dziesięciolatków, po wysokich, masywnych nastolatków.- Cholera, boję się z nimi
grać.- szepnęłam do Victora.
-Daj spokój. Dziewczyny nie
sfaulują.- puścił oczko.- To co, wybieramy?- zwrócił się do kolegów.-
Proponuję, żeby jednym z kapitanów była Laura.
-To ja będę drugi!- wyskoczył
Juan.
I zaczęliśmy ustalanie
składów. Jako, że miałam prawo wybrać pierwsza, od razu wskazałam na Victora,
następnie dołączył do nas Oscar. Tyle imion znałam. Dalsze ruchy wykonywałam po konsultacji z kolegami,
którzy przecież dobrze znali tych chłopaków.
Po kilku minutach drużyny
były już gotowe do gry. Krótka rozgrzewka, gwizdek sędziego, którym był nowo
poznany przeze mnie Carlos i zaczęliśmy. Długo nie grałam, dlatego początkowe
akcje kierowane do mnie kończyły się niepowodzeniem. Dopiero po stracie
drugiego gola, wzięłam się do roboty, szybko ustalając wynik na 2:1, który
zakończył pierwszą połowę.
-Niezła jesteś.- stwierdził
Juan.- W sensie, że dobrze grasz!- dodał zakłopotany, widząc moją minę.
-Nic innego nie przyszło mi
do głowy.- parsknęłam śmiechem.- Ty też jesteś niczego sobie. W grze
oczywiście!- puściłam oczko.
-O niczym innym nie
pomyślałem.- uśmiechnął się szeroko.
Ochłodziliśmy się, wylewając
na siebie chyba cały zapas wody, jaki posiadaliśmy. Panował niemiłosierny upał.
-Hej, Laura!- zwrócił się do
mnie już nieco bardziej śmiały Oscar.- Jest tak gorąco… Możesz ściągnąć tę
koszulkę, gwarantuję ci, że poczujesz ulgę!
Całe boisko zareagowało
śmiechem. Popatrzyłam na osiedlowych piłkarzy. No tak, każdy już dawno pozbył
się górnej części garderoby, ale z mojej strony to by nie było normalne! Ale,
oprócz tego, że chłopcy chcieli zapewne zobaczyć moje ciało, chodziło im
również o barwy Barcelony, czyli ich odwiecznego rywala.
-Nie ma takiej opcji! Visca
el Barca!- krzyknęłam, po czym rozpoczęłam drugą połowę meczu, biegnąc z piłką
w stronę bramki przeciwników. Po kilku sekundach padł gol.
-To niesprawiedliwe!- odezwał
się Juan.
-Zamknij się, dziewczyna leci
na hat-tricka!- ucieszył się Victor.- Lepiej bierz z niej przykład.
-Ty też powinieneś.-
stwierdził Carlos, śmiejąc się, za co został spiorunowany wzrokiem przez
kolegę.
Usłyszałam znajomy dzwonek.
Właśnie „odezwał się” mój telefon!
-Rossel!- pomknęłam
najszybciej jak potrafiłam na linię boczną boiska, gdzie leżała komórka.
Odebrałam, ciężko oddychając.- Tak, słucham?
-Witaj, Lauro.- usłyszałam
miły głos prezydenta FC Barcelony.- Chciałbym, żebyś dzisiaj o dziewiętnastej
pojawiła się na Mini Estadi, gdzie odbędzie się twój pierwszy trening.
Dostaniesz również strój i własne miejsce w szatni.
-Ojej, dziękuję!- skakałam z
radości. Czułam na sobie wzrok wszystkich obecnych na boisku. Już dziś miała
spełnić się część mojego marzenia – praca w Barcelonie, jeśli w ogóle można to
nazwać pracą. To czysta przyjemność!- Mam jedno pytanie.
-Słucham?- zapytał
zaintrygowany Rossel.
-Co z mieszkaniem?-
przygryzłam wargę. Miałam nadzieję, że coś się znalazło.
-Twoja przyszła koleżanka z
drużyny zaoferowała się, że chętnie podzieli z tobą swoje mieszkanie.-
oznajmił.- Jeśli nie masz nic przeciwko współlokatorce, możesz wprowadzić się
już dziś.
-To się okaże.- nie mogłam
się doczekać, aż ją poznam. No i oczywiście resztę drużyny!
-Przyjdę na ten trening,
jestem ciekaw, jak grasz.
-A więc, do zobaczenia!-
rozłączyłam się.- O Boże.- westchnęłam.- Chłopaki, dziękuję wam za ten mecz.-
uśmiechnęłam się szeroko. Dawno nie byłam tak bardzo szczęśliwa.- Na mnie już
czas.- spojrzałam na Victora.- Odprowadzisz mnie?
-Jasne!
Pożegnałam się z nowymi
znajomymi i razem z Victorem poszliśmy w kierunku domu mojej ciotki. Była
godzina siedemnasta. Słońce już trochę ustąpiło, do jego promieni dołączył
wiatr, który co chwila rozwiewał mi włosy, przez co niesforne, brązowe kosmyki
wciąż wlatywały mi do buzi.
-Za dwie godziny mam trening,
jeśli się spodobam, będę reprezentowała barwy ukochanego klubu, wyobrażasz to
sobie?!- byłam bardzo podekscytowana.
-Tego, że się spodobasz
jestem w stu procentach pewny. Cieszę się, że powoli zaczynają spełniać się
twoje marzenia.- objął mnie ramieniem.
-Twoje to też tylko kwestia
czasu.- uśmiechnęłam się życzliwie.- No co, przecież widziałam, jak grasz!
Jestem pod ogromnym wrażeniem.- dodałam, widząc jego minę.
-To i tak nadal za mało na
wielki Real.- na twarzy Victora pojawił się grymas niezadowolenia.- Dalej mi
czegoś brakuje.
-Musisz zgłosić się do ich
szkółki.
-Myślisz, że nie próbowałem?-
westchnął.- Za każdym razem słyszałem to samo: „niestety, nie sprostałeś naszym
wymaganiom. Udoskonal swoje umiejętności i przyjdź za jakiś czas.”.
Przychodziłem, aż w końcu zaczęło mnie to irytować.
-Hmm… Może spróbujesz swoich
sił w Barcelonie?- spojrzałam na niego, przygryzając wargę.
-No coś ty! Nie ma opcji!-
zaśmiał się.- Będę próbował, a kiedyś, pewnego pięknego dnia się uda.
-Masz rację. Nie daj za
wygraną. Pokaż, jak bardzo ci na tym zależy, a nie przejdą obok ciebie
obojętnie. Co do umiejętności – chyba oni powinni udoskonalić swój wzrok…-
parsknęłam śmiechem.
Dotarliśmy pod dom Kariny.
Zostało mi dokładnie pół godziny na przygotowanie się i pójście na pociąg.
Czekała mnie jeszcze piętnastominutowa podróż do Barcelony, później już tylko
piłka. Musiałam też zastanowić się nad tym, czy zostać w Katalonii i już od
dzisiaj mieszkać z tą dziewczyną. Cóż, wszystko zależało od tego, czy się w
ogóle polubimy.
-Dziękuję.
-Za co? Że cię
odprowadziłem?- zdziwił się.- To mój obowiązek!
-Za to też. Ale głównie
chodzi mi o to, że tak się o mnie troszczysz. Codziennie poznaję kogoś nowego,
zwiedzam nowe miejsca, dobrze się tutaj bawię… Wszystko dzięki tobie. W Polsce
nie miałam znajomych, w Anglii również. Tutaj moim przyjacielem stał się
przypadkowo poznany chłopak o wspaniałej osobowości. Dziękuję.- przytuliłam go
mocno.- Ech, przez ciebie ciężko mi stąd wyjechać!- zaśmiałam się krótko,
roniąc łzy, które starałam się jak najszybciej otrzeć.
-A więc zostajesz tam na
stałe?
-Jeszcze nie wiem. Wszystko
zależy od tego, czy będę miała gdzie mieszkać. Mam nadzieję, że już dzisiaj się
dowiem.
Chłopak odgarnął mi włosy z
czoła.- Jak będziesz już coś wiedzieć, daj znać.- pogłaskał mnie po policzku.
Nasze spojrzenia się spotkały.
-Zadzwonię.- pocałowałam go w
policzek i poszłam do domu. Czułam na plecach jego spojrzenie aż do momentu,
kiedy zamknęłam za sobą drzwi.
Oparłam się o ścianę, zrobiło
mi się trochę słabo. Hmm…. To było dziwne. Jednak wtedy nie miałam czasu o tym
myśleć... Wypełniłam głowę tylko i wyłącznie FC Barceloną. W końcu już niedługo
będę tam grała! Miałam nadzieję, że będzie mi szło tak samo dobrze, jak w meczu
z chłopakami. Cóż, zobaczymy. Modliłam się, żeby tylko nie sparaliżowała mnie
trema.
Spakowałam do średniej
wielkości torby podręcznej wszystkie potrzebne rzeczy. Za niecały kwadrans
rozpocznę bieg. Jego metą jest spełnienie marzeń, o które walczyłam przez
większą część swojego życia.
-Teraz już nic nie może mnie
powstrzymać.- szepnęłam, wzięłam głęboki oddech i wsiadłam do pociągu. Do
dzieła!