piątek, 22 marca 2013

1 - Nie spełniło się jeszcze tylko jedno, największe marzenie...



-Co robić, co robić, co robić…?- mówiłam sama do siebie.
Życie w Anglii niewiele różniło się od tego w Polsce, tutaj też nie miałam znajomych. Przez rok nie poznałam nikogo, okolicznych mieszkańców znałam tylko z widzenia i to mi wystarczało. Chyba nie ma na świecie większego samotnika ode mnie. Mam dziewiętnaście lat, a nigdy nie miałam chłopaka. Dziwne, co? Nie dla mnie. Miłości nie ma. Nie! Nie poznałam jeszcze osoby, która udowodniłaby mi, że miłość rzeczywiście istnieje. Jedyne, co kocham, to football.

Uruchomiłam komputer i weszłam na stronę internetową londyńskiego lotniska. Najbliższy lot do Madrytu (skąd zamierzałam dojechać do Barcelony), był zaplanowany na jutro rano. Idealnie, ale… wahałam się. Jak zwykle, w tak ważnym momencie zastanawiałam się co robić, zamiast po prostu iść na żywioł, nie myśleć, co będzie później. Już kilka razy tego żałowałam, teraz postanowiłam, że nie zmarnuję tej okazji. Nie było sensu dłużej czekać. Jeszcze trochę, a umarłabym tutaj z nudów! Ta podróż była moją szansą. Szansą na wielką zmianę. Nie udało się w Anglii, uda się w Hiszpanii, przecież jak to mówią, do trzech razy sztuka! Tym razem do dwóch. To musiało się powieść.
Zabukowałam bilet lotniczy, po czym wyjęłam dwie walizki spod łóżka i rozpoczęłam pakowanie. Skupiłam się, nie mogłam o czymś zapomnieć, bo ostatnią rzeczą, jaką chcę zrobić jest powrót tutaj. Nagle do mojej głowy wpadła myśl, że przecież nie będę miała gdzie mieszkać! Chyba, że… Miałam ciotkę w Madrycie, ale nie utrzymujemy z nią kontaktu od lat… Nie, to nie jest dobry pomysł, przynajmniej na razie. Pozostaje hotel.
Wróciłam do pakowania. Ubrania, laptop, telefon, aparat, ładowarki, książki, kosmetyki…
Chyba mam wszystko. Rozejrzałam się po pokojach mojego mieszkania. Wyglądało na to, że o niczym nie zapomniałam. Oby. Wyjrzałam przez okno, z którego widziałam stadion Manchesteru United, Old Trafford. Był piękny i mimo tego, że nie przepadałam za Premiership, to jeśli miałabym wybierać między drużynami tej ligi, wybrałabym właśnie ManU.
-Będę tęsknić.- szepnęłam. Pierwszy raz od dawna uroniłam łzy, które jednak szybko otarłam, jakbym się bała, że ktoś może je zauważyć. Tak, nienawidziłam płakać. Nawet będąc sama. Czułam wtedy, że sobie po prostu nie radzę. A ja zawsze starałam się być silna, cokolwiek by się działo. 

Wielkimi krokami zbliżała się ostatnia noc w Anglii. Już chyba setny raz sprawdziłam, czy aby na pewno wszystko wzięłam. Emocje się we mnie gotowały. Z pozoru była to zwykła podróż, zmiana otoczenia, dokładnie tak, jak rok temu, kiedy to z Polski wyjechałam tutaj. Jutro jednak spełni się moje marzenie: w końcu polecę do Hiszpanii. Wieczorem, leżąc w łóżku, wyobrażałam sobie Słońce pieszczące moją twarz, Camp Nou, przemianę, w którą tak bardzo wierzyłam… Wiem, że to nie będzie proste i nie uda mi się tego osiągnąć tak szybko, jak bym chciała, ale będę do tego dążyć z całych sił. Z resztą, jak zawsze.
Po długim namyśle napisałam smsa do mamy. Zastanawiałam się, czy rodzice w ogóle jeszcze o mnie pamiętają. Powiedziałam, że rano lecę do Madrytu. Nie doczekałam się żadnej odpowiedzi, tak jak się spodziewałam. I dobrze, po co miała się wysilać i być sztucznie miła? Wcale nie musiałam pisać, tylko zepsułam sobie humor.

* * *

-Pasażerów lotu Londyn – Madryt, zapraszamy na pokład samolotu.- usłyszałam komunikat nadany przez kobietę z recepcji lotniska. Wzięłam bagaże i ruszyłam na odprawę, po której mogłam swobodnie wejść na pokład kolosalnej maszyny i zająć wyznaczone miejsce. Założyłam słuchawki i włączyłam muzykę. Po chwili Boeing 787 wystartował. Zrelaksowałam się, skupiłam uwagę tylko i wyłącznie na muzyce. Problemy na najbliższe cztery godziny lotu zniknęły. 

* * *

-Dziękujemy za skorzystanie z naszych linii lotniczych. Życzymy miłego pobytu i zapraszamy ponownie!- obudził mnie komunikat.
Wlokąc za sobą bagaże, spacerowałam po madryckim lotnisku. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam, co dalej robić. Nie miałam pojęcia, gdzie może znajdować się jakiś hotel, więc postanowiłam zapytać przechodniów.
-Przepraszam, możesz mi powiedzieć, gdzie znajdę najbliższy pensjonat, czy coś...?- zapytałam niepewnie, przygryzając wargę. Uroda zaczepionego chłopaka mnie sparaliżowała. Przystojny, wysoki brunet z czekoladowymi oczami, typowy Hiszpan. Mój pobyt tutaj zaczął się bardzo miło…
-Pewnie, zaprowadzę cię!- nieznajomy obdarzył mnie życzliwym uśmiechem.
-Dzięki.- odparłam oszołomiona.- Tak w ogóle, jestem Laura.- podałam mu dłoń.
-Victor.- tak jak się tego można było spodziewać, chłopak przywitał się tradycyjnie po hiszpańsku – objął mnie przyjaźnie, klepiąc delikatnie po plecach.- Turystka?- zapytał, kiedy ruszyliśmy przed siebie.
-Nie, chcę zostać tu na stałe. Właściwie nie tutaj, tylko w Barcelonie.- obserwowałam go uważnie, jednak co chwilę mój wzrok przyciągały walory turystyczne Madrytu.
-Dlaczego akurat tam?- wypytywał.- Tutaj też jest fajnie! No i wiesz, Real!- poruszył brwiami.
-Oddałam serce innej drużynie.- uśmiechnęłam się serdecznie.
-Rozumiem.- wzruszył ramionami.- No cóż. W tym sezonie puchar jest wasz, ale jeszcze się odegramy!- zaśmiał się, szturchając mnie lekko w ramię.- Skąd jesteś? Masz dziwny akcent i jesteś strasznie blada. Jak trup!
-Dzięki.- westchnęłam.- Pochodzę z Polski, rok mieszkałam w Anglii, ale od pewnego czasu moim marzeniem stało się mieszkanie właśnie tutaj, w Hiszpanii. W końcu nadarzyła się okazja na wyjazd, no i jestem. Klimat jest tu idealny, za parę dni będę miała podobną karnację do twojej, zobaczysz!
-Oby, będziesz wyglądać dużo lepiej.- puścił oczko.- Oczywiście nie mówię, że teraz jest źle!- zrehabilitował się, widząc moją minę.- Masz piękne oczy.- stwierdził Victor.
-Dziękuję.- czułam, że się rumienię…
-O, to tutaj!- wskazał na ogromny budynek przed nami.- Więc, chyba czas się pożegnać.- spojrzał na mnie, unosząc brwi.- Ale mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.
-Pewnie.- kąciki moich ust mimowolnie uniosły się. Jak chcesz być normalna, to potrafisz! Nie sądziłam, że Hiszpania wpłynie na mnie tak szybko, a co ważniejsze: tak bardzo pozytywnie!- Dziękuję za pomoc.- przytuliłam go, odebrałam od niego walizki, które ciągnął za sobą całą drogę i odwróciłam się w stronę hotelu.
-Mieszkam niedaleko stąd, przyjdę jutro!- usłyszałam za plecami głos Victora.
-Będę czekać.- szepnęłam i skierowałam się do wejścia budynku.

* * *

-Ciocia? Ale jak to…?- zdziwiłam się. Właśnie odebrałam telefon od kobiety, z którą nie rozmawiałam od jakichś dziesięciu lat.
-Słyszałam, że jesteś w Hiszpanii!
Więc jednak mama jeszcze pamięta o swojej jedynej córce, ona musiała powiedzieć o tym ciotce, przecież nikomu innemu się nie „chwaliłam”.- Owszem, dzisiaj przyleciałam.
-Mieszkasz w hotelu?- pięćdziesięciolatka westchnęła, słysząc przytaknięcie z mojej strony.- Posłuchaj, wiem, że nie utrzymujemy z mamą jakiegoś specjalnego kontaktu, ale ja nigdy o was nie zapomniałam.
-Do czego zmierzasz?
-Jeśli chcesz, możesz zamieszkać u mnie, to będzie o wiele bardziej korzystne. I dla ciebie, i dla mnie, bo w końcu poznamy się bliżej.
Zgodziłam się. Ciocia Karina miała rację, a poza tym, nie chciałam pokazywać kobiecie swojego charakteru, przecież zaczęłam nowe życie! Bycie miłą wychodziło mi naprawdę dobrze. Czułam, że się z nią dogadam.
Ciotka miała przyjechać po mnie wieczorem, a tymczasem przed budynkiem, w którym aktualnie się znajdowałam, usłyszałam rytmiczne pogwizdywanie. Wyjrzałam przez okno. Zobaczyłam poznanego wczoraj Victora, który zgodnie z obietnicą pojawił się przed hotelem. Zaczekałam, aż w końcu znajdzie wzrokiem moje okno. Długo to nie trwało, już po chwili zaczął machać ręką na znak, bym wyszła.
-Hola!- powitałam go.
-Witaj.- przytulił mnie.- Pomyślałem, że mogę oprowadzić cię po mieście…- rozejrzał się wokół, po czym wskazał palcem na jakiś obiekt.- Widzisz tę platformę? Chodź, pokażę ci, jak jeżdżę na desce!- Victor pociągnął mnie za rękę i pobiegliśmy w stronę prowizorycznego mini-skateparku.
Obserwując wyczyny kolegi, zastanawiałam się, co będzie dalej. Zamieszkam u cioci, tego jestem pewna. Szkoda tylko, że ta kobieta mieszka w Madrycie… Choć jestem tak blisko ukochanej Barcelony, to nadal za daleko! Nie miałam pomysłu, jak się tam dostać, a co ważniejsze, gdzie mieszkać?

Popołudnie upłynęło w doskonałej zabawie. Victor uczył mnie jeździć na desce, dzięki niemu zwiedziłam całą okolicę, a na koniec poszliśmy na lody, które okazały się zbawieniem, bowiem panował niesamowity upał. Nadszedł czas na powrót do hotelu, gdzie musiałam przygotować się na przyjazd ciotki Kariny. Kiedy oznajmiłam koledze, że od dzisiaj będę mieszkać kilka ulic stąd ucieszył się, bo dobrze wiedział gdzie znajduje się dom, w którym zatrzymam się na jakiś czas.
-Mam tam kilku znajomych, zapoznam cię z nimi!- krzyknął entuzjastycznie.
-Nie mogę się doczekać.- obdarzyłam go promiennym uśmiechem.- A więc, do jutra!- pożegnaliśmy się i ruszyłam do swojego pokoju hotelowego, by tam, w zawrotnym tempie spakować się. Nie miałam zbyt wiele czasu, a to wszystko przez Victora! Ale nie żałuję, jest taki miły…

* * *

Powoli rozpoczyna się mój kolejny dzień w Hiszpanii. Co prawda, trochę mi jeszcze daleko do Barcelony, ale w Madrycie też jest pięknie. Kiedy wczoraj wieczorem po raz pierwszy zobaczyłam dom cioci, oniemiałam. Jest przecudowny! Nie miałam pojęcia, że ta kobieta jest bogata (i to aż tak!), do tej pory jestem w szoku. Willa imponowała wielkością, ścianami pomalowanymi na śliczne, jaskrawe kolory, a przede wszystkim wzrok przyciągał okazały ogród, na środku którego stała ogromna altana. Wnętrze mieszkania było jeszcze bardziej czarujące. Mnóstwo przestrzeni, w salonie znajdowały się antyczne, mosiężne meble. Dokładnie takie, jakie uwielbiałam. Chyba najbardziej oszołomił mnie widok pomieszczenia, które miało należeć do mnie. Pokój był duży i przestronny, jego ściany miały błękitny kolor. Na środku stało olbrzymie łoże, na którym spokojnie zmieściłyby się trzy osoby. Obok stała ciemna szafa. Przeraził mnie fakt, że kiedy wpakuję do niej wszystko, co ze sobą wzięłam, i tak zostanie jeszcze mnóstwo miejsca!  Na ścianie wisiał jakiś obrazek. Podeszłam do niego, czując pod stopami miękki, puszysty dywan. Przyjrzałam się znajomemu widokowi. Było to moje zdjęcie! Moje i cioci… Kobieta trzymała na rękach małą Laurę, która patrzyła na nią z szerokim uśmiechem na twarzy. Pamiętam ten moment, miałam jakieś sześć, może siedem lat, kiedy ciotka zabrała mnie na wycieczkę w góry. Po tamtym wyjeździe, mama pokłóciła się z Kariną i więcej się nie zobaczyłyśmy. Aż do teraz.
-Kojarzysz?- usłyszałam głos kobiety za plecami.
-No pewnie!- odwróciłam się i przytuliłam ją.- Ciociu, ja… Nie wiem co powiedzieć…- było mi strasznie głupio.
-To nie twoja wina, że nie odzywałyśmy się do siebie przez tyle lat.- poklepała mnie po ramieniu.- To sprawa pomiędzy mną a moją siostrą, twoją matką.
-O co właściwie chodziło?
Westchnęła.
Usiadłyśmy na skraju wielkiego łoża i zaczęła opowieść. Mówiła o tym, jak moja mama nie pozwoliła jej spotykać się ze mną, bo będąc w górach upadłam i złamałam rękę. Oczywiście ciocia nie miała przy tym żadnego udziału, ale matce (podobnie jak mi), nie dało się niczego wytłumaczyć. Moja rodzicielka była pewna, że Karina chciała się mnie pozbyć, bo zazdrościła, że sama nie miała swojego dziecka.
Poczułam wstręt i obrzydzenie do osoby, która zawsze była blisko mnie. Jak mogła się tak zachować? Jak mogła nie powiedzieć mi o tym, taić to przez ponad dziesięć lat?! Byłam wściekła, aż żałowałam, że dzieli nas tak duża odległość. Gdyby nie to, zapewne już byśmy się kłóciły. Ale tej sprawy nie mogłam tak po prostu zostawić. Chciałam, żeby kobiety wszystko sobie wyjaśniły.
-Mam jeszcze jedno pytanie.- spojrzałam na nią niepewnie.
-Słucham?
-Masz własną działalność? Jesteś obrzydliwie bogata!- rozejrzałam się po pokoju, zastanawiając się, ile mogła kosztować choćby ramka na zdjęcie, które przed chwilą oglądałam. Była pozłacana!
-Dom to spadek po mojej babci. Jej mąż, mój dziadek był kiedyś trenerem jakiegoś klubu z Barcelony, którego nazwy nigdy nie pamiętam…- westchnęła.
-Czy nie chodzi po prostu o FC Barcelonę?- uniosłam brwi.
-Dokładnie! Skąd o niej wiesz? To było dawno temu!
-Ciociu… To jedna z najsłynniejszych drużyn na świecie.- zaśmiałam się pobłażliwie.- Przy okazji, jestem ich wiernym kibicem!- wskazałam palcem na koszulkę Barcy, którą akurat miałam na sobie.
-Enric Rabassa. Słyszałaś o nim?
-Niestety nie.- westchnęłam ciężko.- Ale jeśli twój dziadek był związany z katalońskim klubem, to dlaczego mieszkali w Madrycie?
-On uwielbiał to miejsce. A poza tym, ten dom miał dla niego ogromne znaczenie, włożył w jego budowę całe swoje serce…
-To widać.- przerwałam jej.
-… Po jego śmierci, kiedy babcia została sama, zamieszkałam z nią. Kobieta postanowiła, że ofiaruje mi mieszkanie w spadku. Przysięgłam sobie, że nigdy go nie sprzedam.- popatrzyła na mnie, uśmiechając się życzliwie.- Jesteś główną kandydatką do przejęcia go.
Kompletnie mnie zatkało. Serce zabiło mocniej. Nie wierzyłam w to, co usłyszałam. Nie, to nie może być prawda!
-Nie zasłużyłam na to…- przygryzłam wargę.
Kobieta objęła mnie ramieniem.- Przestań. Już mówiłam, że nie jesteś niczemu winna. Szczerze mówiąc, to ja i twoja mama zachowałyśmy się beznadziejnie. Już wtedy, w wieku sześciu lat byłaś dojrzalsza od nas.- zaśmiała się.
Tak, zawsze byłam inna…
Tamtej nocy w ogóle nie spałyśmy. Postanowiłyśmy, że nadrobimy te kilka lat i rozmawiałyśmy przez całą noc. Nawet nie zauważyłyśmy, kiedy wstało Słońce! Opowiedziałam o sobie, o swoim odmiennym charakterze, o tym, że pobyt w Hiszpanii jest głównym powodem mojej metamorfozy.
-Nie spełniło się jeszcze tylko jedno, największe marzenie.
-Barcelona?- kobieta uniosła brwi.
-Dokładnie.- skrzywiłam się.- Nie mam pojęcia, jak się tam dostać.
-Myślę, że jeśli powiesz zarządowi klubu, że jesteś spokrewniona z jednym z wybitnych trenerów… Znowu zapomniałam!
-FC Barcelony.- pomogłam jej.
-No właśnie!- klasnęła dłońmi.- To nie powinno być problemów ze znalezieniem mieszkania.
-Myślisz, że zwrócą na to w ogóle uwagę?
-Oczywiście!- odparła pewnie.- Jeżeli chcesz, mogę pójść z tobą.
-Czułabym się lepiej.- stwierdziłam po chwili zastanowienia.- Więc chodźmy!
-Oo nie, na pewno nie teraz! Jestem wykończona!- ciocia zaśmiała się.
Wstałam. Dopiero teraz zauważyłam, że ja też nie dałabym rady nigdzie wyjść. Przeciągnęłam się i ziewnęłam.- Racja.- zachichotałam.
Kobieta opuściła mój pokój, pozwalając mi tym samym zdrzemnąć się. Tego mi było trzeba. Nigdy wcześniej nie leżałam na tak wygodnym łóżku! Już ułożyłam się w swoją ulubioną pozycję, zamknęłam oczy, zasypiałam, kiedy nagle… usłyszałam znajome pogwizdywanie w rytm jakiejś starej hiszpańskiej piosenki.
-O nie, tylko nie teraz!- jęknęłam zmęczona.
__________________________
Wiem, nudne... Obiecuję, że każdy następny rozdział będzie ciekawszy. Muszę jakoś rozwinąć akcję! :D



6 komentarzy:

  1. Och i ach. <3
    Fajna ciocia. ;D
    Teraz czekam na Barcelonę i Leo. ;3

    Tradycyjne pytanie:
    Na kiedy przewidziany jest kolejny rozdział?

    Życzę weeny. ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. zapraszam na 5 :D http://me-gusta-fcb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę przyznać, że przygoda Laury w Hiszpanii zaczyna się niesamowicie :D
    Poznała Victora, co jest plusem. Odnowiła kontakty z ciotką, wybiera się do Barcelony, jest spokrewniona z dawnym trenerem Barcy. Czego tu chcieć więcej? :>
    Czekam na kolejny! :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. O jejku, jak na jeden rozdział i tak się dużo dzieje. Cieszę się, że Laura mieszka z ciotką i odnawiają kontakty, na plus jest również obecność Victora. Czekam z niecierpliwością na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam na nowy http://moje-marzenia-to-on.blogspot.com/ :) + będę czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. No nie ma to jak nadziana ciotka :D Przygoda w Hiszpanii zaczyna się całkiem obiecująco. Dobrze, że poznała Victora bo ma chociaż z kim pogadać :)

    OdpowiedzUsuń