środa, 27 marca 2013

2 - Promyk nadziei



-Ulubiony piłkarz?- Victor już od ponad godziny męczył mnie pytaniami. Jak mówił, chciał wiedzieć o mnie wszystko.
-Ech, naprawdę muszę się zdecydować tylko na jednego?- westchnęłam.
-Niestety.
-Nie potrafię.- wzięłam oddech, by móc zacząć wymieniać moich idoli.
-Dobra, domyślam się!- chłopak nie pozwolił mi dojść do słowa.- Jak zaczniesz, to nie skończysz…
Zaśmiałam się.- Racja!
Spędziliśmy ze sobą cały dzień. Znałam na pamięć już chyba wszystkie ulice, dzielnice i zaułki Madrytu! 
Nadal nie osiągnęłam jednak swojego celu. Jeszcze nie zdecydowałam się na odwiedzenie zarządu katalońskiego klubu, choć dzięki wspierającej mnie cioci, powinnam złożyć wizytę w najbliższym czasie. Nie mówiłam o niczym Victorowi, nie lubił rozmawiać o Barcelonie…
Wieczorem, kiedy w końcu wróciłam do domu ciotki po kilku godzinach nieobecności, kobieta czekała na mnie w kuchni. Trzymała w dłoniach jakieś papiery.
-Co to?- zapytałam, w międzyczasie wlewając do szklanki sok.
-Dokumenty. Jutro rano idziemy do włodarzy klubu.- uśmiechnęła się promiennie.
Z zaskoczenia aż zakrztusiłam się piciem.- Jak to? Nie jestem jeszcze gotowa!
Wzięłam od kobiety plik kartek i udałam się do swojego pokoju. Usiadłam na fotelu przy biurku i zaczęłam przeglądać dokumenty. Były to informacje o domu, karta członkowska klubu, należąca do Enrica Rabassy, trenera Barcy w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, z którym byłam spokrewniona. Wyczytałam wszystko. Może ciocia miała rację? Może są jakieś szanse na to, że zarząd rzeczywiście się mną zainteresuje i pomoże mi w znalezieniu mieszkania w Barcelonie, a może nawet przyzna pracę! Byłoby idealnie. Jak będzie? Zobaczymy.

* * *

Stałam przed drzwiami gabinetu niejakiego Sandro Rossela, prezydenta klubu FC Barcelona. Z podenerwowania trzęsły mi się ręce, co nie umknęło uwadze cioci, która momentalnie uścisnęła moją dłoń, dodając mi odwagi. W zasadzie nie miałam się czym przejmować, pan Rossel wyglądał na bardzo sympatycznego człowieka…
Za chwilę sekretarka miała oznajmić, że mogę już wejść do gabinetu. Myślałam, od czego zacząć rozmowę, ale szybko zrezygnowałam, całkowicie zdając się na Karinę. Trzymałam plik dokumentów, które miały mi pomóc w negocjacjach. Przeglądałam je jeszcze raz, by upewnić się, że na pewno wszystkie mam, kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, zza których wychyliła się młoda kobieta z informacją, że Rossel już na nas czeka.
-Dzień dobry.- przywitałam się drżącym głosem.
-Witaj, młoda damo.- uśmiechnął się.- Co cię do mnie sprowadza?- zapytał, wskazując ręką na fotel znajdujący się naprzeciwko niego na znak, bym usiadła.
-Otóż…- trochę się ośmieliłam, choć wiedziałam, że ciotka nie weszła ze mną. W ostatniej chwili sprytnie się wycofała, pozostawiając mnie samą. Dobrze wiedziała, że lepiej będzie, jeśli przyjdę sama.-… Nazywam się Laura Fernandez. Pochodzę z Polski, mój ojciec ma hiszpańskie korzenie.- opowiedziałam o tym, co działo się w Anglii i jak tu wylądowałam. Widząc, że mężczyzna doskonale mnie rozumie, kontynuowałam spokojnie.- Do rzeczy.  Jak pan już wie, udało mi się dotrzeć do Madrytu, a moim marzeniem jest właśnie to miejsce, Barcelona, ale… jest jeden problem.- westchnęłam.- Mieszkanie i praca.
-Nie rozumiem, dlaczego zwróciłaś się z tym akurat do mnie.- Rossel uniósł brew.
-Jest coś, czego jeszcze panu nie powiedziałam.- położyłam na blacie ogromnego biurka dokumenty, które odgrywały w tej sprawie kluczową rolę.- Proszę zobaczyć.
Prezydent mojego ukochanego klubu przysunął do siebie papiery i spokojnie, z miną niewyrażającą żadnych uczuć, czytał.- Enric Rabassa… Legenda.- kąciki jego ust uniosły się. W końcu poczułam pełne rozluźnienie.
-Jest ze mną jego wnuczka, moja ciotka.- oznajmiłam.-  Rozmawiałam z nią i stwierdziła, że jeśli nie chcę zostać w Madrycie, powinnam zwrócić się właśnie do pana.
-Te dokumenty są swego rodzaju przepustką, tak?- skrzyżował ręce na piersiach.
-Nie, proszę tak nie myśleć!- szybko zareagowałam.- Ja po prostu… Sama nie wiem…- zarumieniłam się. Nie miałam pojęcia, jak to wytłumaczyć.
-Mówiłaś mi, że kochasz football, mało tego, uwielbiasz Barcelonę. To jest dopiero przepustka!- klasnął dłońmi.
-Fakt, nie pomyślałam o tym w ten sposób.- zaśmialiśmy się.- Jest pan w stanie mi pomóc? Od zawsze marzyłam, żeby się tu znaleźć, żeby zobaczyć Camp Nou na żywo, obejrzeć mecz Dumy Katalonii z trybun… Mieszkanie w Barcelonie i bycie blisko ukochanej drużyny to szczyt moich marzeń.- westchnęłam.
-Cóż, trenera z ciebie nie zrobię.- uśmiechnął się szeroko.- Kopiesz piłkę, czy tylko oglądasz?- Rossel uważnie mnie obserwował.
-Kilka lat temu grałam w lokalnym klubie, któremu jednak szybko skończyły się fundusze na utrzymanie drużyny i boiska, dlatego szybko zniknęłyśmy z tabeli…- wzruszyłam ramionami.- A szło nam całkiem nieźle!
-A nie chciałabyś wznowić treningów w damskiej sekcji?- mężczyzna mówił powoli, rejestrując każdą moją reakcję.
Chwilę się zastanowiłam. Nie byłam w stu procentach pewna, czy chcę do tego wracać, ale…- Czemu nie!- odpowiedziałam.- Jeśli tylko zapewni mi pan mieszkanie…- poruszyłam brwiami.
-Cwaniara.- parsknął śmiechem.- Coś wykombinuję.- puścił oczko.
-Dziękuję.- uśmiechnęłam się życzliwie.- Miło się z panem rozmawia, ale na mnie już czas.- westchnęłam, wstając z wygodnego fotela.
W tym samym momencie do pokoju wszedł znajomy mężczyzna. Stał przede mną nie kto inny, jak jeden z moich ulubieńców, Dani Alves!
-Witam piękną panią!- ukłonił się delikatnie, ukazując rządek śnieżnobiałych zębów.
Osłupiałam. Jego obecność mnie sparaliżowała, nie mogłam się poruszyć, nie mówiąc już o tym, że nie potrafiłam wydobyć z siebie ani słowa.
Defensor Barcelony wymienił kilka zdań z prezydentem klubu, po czym zniknął tak samo szybko, jak się pojawił.
-Przepraszam za niego, nigdy nie puka, już nawet przestałem go o to upominać.- zaśmiał się.- Skontaktuję się z tobą w najbliższym czasie.-wyciągnął rękę w moim kierunku.- Witamy w klubie, Lauro.
Uścisnęłam jego dłoń, po czym udałam się w stronę drzwi gabinetu.- Do widzenia.- pożegnałam się i oszołomiona opuściłam pomieszczenie.
Na korytarzu czekała na mnie ciotka.
-No więc…- zaczęłam.
-Daj spokój, wszystko słyszałam!- przytuliła mnie.
-A co ciocia taka szczęśliwa?!- zaśmiałam się.
-Cieszę się twoim szczęściem.- odgarnęła mi włosy z czoła.- No, ale wracajmy już do domu, niech emocje w końcu opadną!

* * *

Minęły dwa dni, a mój telefon dalej milczał. Czyżby Rossel o mnie zapomniał? Niemożliwe! Może jednak…? Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Mówił, że odezwie się w najbliższym czasie. Czy najbliższy czas to nie teraz? Hmm… Widocznie ma na głowie jakieś bardzo ważne sprawy. Albo po prostu narobił mi głupiej nadziei.
-Boże, zaraz zwariuję!- chodziłam wokół pokoju, trzymając w dłoniach wszystkie telefony, jakie znalazłam w domu. Nagle jedno z urządzeń zasygnalizowało przyjście smsa. Szybkim ruchem rzuciłam pozostałe komórki na łóżko, po czym odczytałam wiadomość, która pojawiła się na wyświetlaczu mojego telefonu.- „Wyjdź przed dom, poznasz kogoś. Victor.”- westchnęłam. Cóż. W końcu Hiszpan był na każde moje wezwanie, dlaczego ja miałabym odmówić?
Wyszłam na dwór najszybciej, jak mogłam, jednak wykonywanie gwałtownych ruchów uniemożliwiały mi przepełnione komórkami kieszenie. Musiałam wyglądać idiotycznie…
-Zgłupiałaś?- Victor wybuchł donośnym śmiechem.- Po co ci to wszystko?
-Długa historia. Kogo mi przyprowadziłeś?- uniosłam brwi.
-No, nie wstydź się!- krzyknął.
Tajemniczy chłopak w końcu do nas podszedł. Niepewnie wyciągnął dłoń w moim kierunku.- Oscar.- powiedział cicho.
-Jestem Laura, miło mi cię poznać!- uśmiechnęłam się życzliwie, uwalniając rękę z uścisku.
-Jest trochę nieśmiały.- Victor zaczął czochrać włosy swojemu koledze, za co oberwał w ramię.- Jak było w Barcelonie?
-Co?- zdziwiłam się.- Skąd o tym wiesz?- spojrzałam na niego podejrzliwie.
-Istnieje coś takiego jak media.- odparł ironicznie.- Wystarczy włączyć byle jaki kanał telewizyjny, wszędzie o tym mówią! Byłaś już dzisiaj chyba w każdym dzienniku.
-Ale przecież… To żadna sensacja…- poczułam się dziwnie. Nigdy wcześniej nie miałam okazji być w telewizji, oczywiście marzyłam o tym, ale nie myślałam, że będę miała swoje pięć minut właśnie podczas pierwszej wizyty w Barcelonie.
-Eee, nie narzekaj.- objął mnie ramieniem.- Super, mam sławną koleżankę!
-Przeestań.- szturchnęłam go w żebra.- Jutro już nikt nie będzie o mnie pamiętał, z czego bardzo się cieszę.- uśmiechnęłam się szeroko.- Co robimy?- skierowałam wzrok na Oscara, który jak do tej pory nie włączał się do naszej rozmowy.
-Za chwilę idziemy na trening.
-Gracie w jakiejś lidze?
-Podwórkowej.- Victor zaśmiał się.- Po prostu marzymy o grze w Realu, dlatego codziennie spotykamy się i ćwiczymy, gramy między sobą…
-Też kiedyś grałam w klubie piłkarskim. Był moment, że prowadziłyśmy w tabeli!- oznajmiłam dumnie.- Formalnie byłam pomocnikiem, ale najczęściej atakowałam.
-Coś w stylu cofniętego napastnika?- w końcu odezwał się Oscar.
-Dokładnie.- obdarzyłam go promiennym uśmiechem.- Chętnie poszłabym z wami. Ale wiesz…- skierowałam wzrok na koszulkę, którą miałam na sobie.
-Nic ci nie zrobią!- Victor wiedział, o co mi chodzi. Brałam pod uwagę opcję, że jego koledzy mogą źle zareagować na barwy Barcelony pośród bieli Królewskich.- No, więc chodźmy!- krzyknął z entuzjazmem.

* * *

-Ej, chłopaki! Mam nowego zawodnika!- Hiszpan wskazał na mnie palcem.
-Cześć! Jestem Juan.- jako pierwszy odezwał się niebieskooki blondyn. Podał mi dłoń, uśmiechając się przyjaźnie.
-Laura.- powiedziałam nieśmiało. Gapiło się na mnie ponad dwudziestu chłopaków w różnym wieku. Od dziesięciolatków, po wysokich, masywnych nastolatków.- Cholera, boję się z nimi grać.- szepnęłam do Victora.
-Daj spokój. Dziewczyny nie sfaulują.- puścił oczko.- To co, wybieramy?- zwrócił się do kolegów.- Proponuję, żeby jednym z kapitanów była Laura.
-To ja będę drugi!- wyskoczył Juan.
I zaczęliśmy ustalanie składów. Jako, że miałam prawo wybrać pierwsza, od razu wskazałam na Victora, następnie dołączył do nas Oscar. Tyle imion znałam. Dalsze  ruchy wykonywałam po konsultacji z kolegami, którzy przecież dobrze znali tych chłopaków.
Po kilku minutach drużyny były już gotowe do gry. Krótka rozgrzewka, gwizdek sędziego, którym był nowo poznany przeze mnie Carlos i zaczęliśmy. Długo nie grałam, dlatego początkowe akcje kierowane do mnie kończyły się niepowodzeniem. Dopiero po stracie drugiego gola, wzięłam się do roboty, szybko ustalając wynik na 2:1, który zakończył pierwszą połowę.
-Niezła jesteś.- stwierdził Juan.- W sensie, że dobrze grasz!- dodał zakłopotany, widząc moją minę.
-Nic innego nie przyszło mi do głowy.- parsknęłam śmiechem.- Ty też jesteś niczego sobie. W grze oczywiście!- puściłam oczko.
-O niczym innym nie pomyślałem.- uśmiechnął się szeroko.
Ochłodziliśmy się, wylewając na siebie chyba cały zapas wody, jaki posiadaliśmy. Panował niemiłosierny upał.
-Hej, Laura!- zwrócił się do mnie już nieco bardziej śmiały Oscar.- Jest tak gorąco… Możesz ściągnąć tę koszulkę, gwarantuję ci, że poczujesz ulgę!
Całe boisko zareagowało śmiechem. Popatrzyłam na osiedlowych piłkarzy. No tak, każdy już dawno pozbył się górnej części garderoby, ale z mojej strony to by nie było normalne! Ale, oprócz tego, że chłopcy chcieli zapewne zobaczyć moje ciało, chodziło im również o barwy Barcelony, czyli ich odwiecznego rywala.
-Nie ma takiej opcji! Visca el Barca!- krzyknęłam, po czym rozpoczęłam drugą połowę meczu, biegnąc z piłką w stronę bramki przeciwników. Po kilku sekundach padł gol.
-To niesprawiedliwe!- odezwał się Juan.
-Zamknij się, dziewczyna leci na hat-tricka!- ucieszył się Victor.- Lepiej bierz z niej przykład.
-Ty też powinieneś.- stwierdził Carlos, śmiejąc się, za co został spiorunowany wzrokiem przez kolegę.
Usłyszałam znajomy dzwonek. Właśnie „odezwał się” mój telefon!
-Rossel!- pomknęłam najszybciej jak potrafiłam na linię boczną boiska, gdzie leżała komórka. Odebrałam, ciężko oddychając.- Tak, słucham?
-Witaj, Lauro.- usłyszałam miły głos prezydenta FC Barcelony.- Chciałbym, żebyś dzisiaj o dziewiętnastej pojawiła się na Mini Estadi, gdzie odbędzie się twój pierwszy trening. Dostaniesz również strój i własne miejsce w szatni.
-Ojej, dziękuję!- skakałam z radości. Czułam na sobie wzrok wszystkich obecnych na boisku. Już dziś miała spełnić się część mojego marzenia – praca w Barcelonie, jeśli w ogóle można to nazwać pracą. To czysta przyjemność!- Mam jedno pytanie.
-Słucham?- zapytał zaintrygowany Rossel.
-Co z mieszkaniem?- przygryzłam wargę. Miałam nadzieję, że coś się znalazło.
-Twoja przyszła koleżanka z drużyny zaoferowała się, że chętnie podzieli z tobą swoje mieszkanie.- oznajmił.- Jeśli nie masz nic przeciwko współlokatorce, możesz wprowadzić się już dziś.
-To się okaże.- nie mogłam się doczekać, aż ją poznam. No i oczywiście resztę drużyny!
-Przyjdę na ten trening, jestem ciekaw, jak grasz.
-A więc, do zobaczenia!- rozłączyłam się.- O Boże.- westchnęłam.- Chłopaki, dziękuję wam za ten mecz.- uśmiechnęłam się szeroko. Dawno nie byłam tak bardzo szczęśliwa.- Na mnie już czas.- spojrzałam na Victora.- Odprowadzisz mnie?
-Jasne!
Pożegnałam się z nowymi znajomymi i razem z Victorem poszliśmy w kierunku domu mojej ciotki. Była godzina siedemnasta. Słońce już trochę ustąpiło, do jego promieni dołączył wiatr, który co chwila rozwiewał mi włosy, przez co niesforne, brązowe kosmyki wciąż wlatywały mi do buzi.
-Za dwie godziny mam trening, jeśli się spodobam, będę reprezentowała barwy ukochanego klubu, wyobrażasz to sobie?!- byłam bardzo podekscytowana.
-Tego, że się spodobasz jestem w stu procentach pewny. Cieszę się, że powoli zaczynają spełniać się twoje marzenia.- objął mnie ramieniem.
-Twoje to też tylko kwestia czasu.- uśmiechnęłam się życzliwie.- No co, przecież widziałam, jak grasz! Jestem pod ogromnym wrażeniem.- dodałam, widząc jego minę.
-To i tak nadal za mało na wielki Real.- na twarzy Victora pojawił się grymas niezadowolenia.- Dalej mi czegoś brakuje.
-Musisz zgłosić się do ich szkółki.
-Myślisz, że nie próbowałem?- westchnął.- Za każdym razem słyszałem to samo: „niestety, nie sprostałeś naszym wymaganiom. Udoskonal swoje umiejętności i przyjdź za jakiś czas.”. Przychodziłem, aż w końcu zaczęło mnie to irytować.
-Hmm… Może spróbujesz swoich sił w Barcelonie?- spojrzałam na niego, przygryzając wargę.
-No coś ty! Nie ma opcji!- zaśmiał się.- Będę próbował, a kiedyś, pewnego pięknego dnia się uda.
-Masz rację. Nie daj za wygraną. Pokaż, jak bardzo ci na tym zależy, a nie przejdą obok ciebie obojętnie. Co do umiejętności – chyba oni powinni udoskonalić swój wzrok…- parsknęłam śmiechem.
Dotarliśmy pod dom Kariny. Zostało mi dokładnie pół godziny na przygotowanie się i pójście na pociąg. Czekała mnie jeszcze piętnastominutowa podróż do Barcelony, później już tylko piłka. Musiałam też zastanowić się nad tym, czy zostać w Katalonii i już od dzisiaj mieszkać z tą dziewczyną. Cóż, wszystko zależało od tego, czy się w ogóle polubimy.
-Dziękuję.
-Za co? Że cię odprowadziłem?- zdziwił się.- To mój obowiązek!
-Za to też. Ale głównie chodzi mi o to, że tak się o mnie troszczysz. Codziennie poznaję kogoś nowego, zwiedzam nowe miejsca, dobrze się tutaj bawię… Wszystko dzięki tobie. W Polsce nie miałam znajomych, w Anglii również. Tutaj moim przyjacielem stał się przypadkowo poznany chłopak o wspaniałej osobowości. Dziękuję.- przytuliłam go mocno.- Ech, przez ciebie ciężko mi stąd wyjechać!- zaśmiałam się krótko, roniąc łzy, które starałam się jak najszybciej otrzeć.
-A więc zostajesz tam na stałe?
-Jeszcze nie wiem. Wszystko zależy od tego, czy będę miała gdzie mieszkać. Mam nadzieję, że już dzisiaj się dowiem.
Chłopak odgarnął mi włosy z czoła.- Jak będziesz już coś wiedzieć, daj znać.- pogłaskał mnie po policzku. Nasze spojrzenia się spotkały.
-Zadzwonię.- pocałowałam go w policzek i poszłam do domu. Czułam na plecach jego spojrzenie aż do momentu, kiedy zamknęłam za sobą drzwi.
Oparłam się o ścianę, zrobiło mi się trochę słabo. Hmm…. To było dziwne. Jednak wtedy nie miałam czasu o tym myśleć... Wypełniłam głowę tylko i wyłącznie FC Barceloną. W końcu już niedługo będę tam grała! Miałam nadzieję, że będzie mi szło tak samo dobrze, jak w meczu z chłopakami. Cóż, zobaczymy. Modliłam się, żeby tylko nie sparaliżowała mnie trema.
Spakowałam do średniej wielkości torby podręcznej wszystkie potrzebne rzeczy. Za niecały kwadrans rozpocznę bieg. Jego metą jest spełnienie marzeń, o które walczyłam przez większą część swojego życia.
-Teraz już nic nie może mnie powstrzymać.- szepnęłam, wzięłam głęboki oddech i wsiadłam do pociągu. Do dzieła!


18 komentarzy:

  1. Chyba coś zaiskrzyło pomiędzy nią a Victorem *.* Szkoda by było gdyby ona musiała wyjechać a on zostałby w Madrycie bez niej. Ale chyba taka kolej rzeczy :D Pozna jakiegoś piłkarza i się zakocha :D
    Wcale się nie dziwię, że zareagowała tak na Alvesa. Mogę sobie rękę uciąć, że mnie podobnie by zamurowało :D
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Piłkarka Barcy? *__*
    Teeeż chcę! ;D
    Mam nadzieję, że Victor nie zakocha się w Laurze (albo ona w nim). Chłopak jest spoko, ale mimo wszystko liczę na romansik z jakimś piłkarzem ;>
    A teraz niech spełnia swoje marzenia. <3

    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że marzenia dziewczyny zaczynają się spełniać, to jest najważniejsze. Mam nadzieję, że niedługo rozkręci się akcja z piłkarzami Barcy w roli głównej :D
    Zapraszam do siebie na 14:
    http://manutdlov.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na 6 rozdział : http://me-gusta-fcb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny blog, obserwuję i liczę na rewanż :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale się cieszę, że Laura będzie grała w Barcelonie *.* rozdział świetny, doskonały i wgl naj naj :) zapraszam do mnie :http://por-siempre-barcelona.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak fajnie, że jej marzenia w końcu się spełniają :) Udaje jej się to, na co tyle czekała. To najprawdziwszy dar.

    Czytając zwróciłam uwagę na to, że Laura udała się z Madrytu do Barcelony pociągiem, a podróż trwała piętnaście minut, tak? Jestem wrażliwa na takie rzeczy, bo turystyka to jedna z moich lepszych stron i tylko dla zaznaczenia powiem, że Madryt-Barcelona to ponad 600 km, a pociągiem będzie się jechało pomiędzy 5-6 godzin, a samolotem ok. 20 minut.

    To tyle :)
    Czekam na kolejny!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie z powodu braku czasu tego nie sprawdziłam, a później zapomniałam... Dziękuję za tę uwagę, przyda się na przyszłość :)

      Usuń
  8. Zapraszam na rozdział 4! http://in-love-with-madrid.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciesze sie, ze bedzie grała w Barcelonie :)oby nie zakochala sie w Wiktorze bo szkoda bedzie wyjezdzac xd mam cichą nadzieje, ze bedzie z ktoryms z pilkarzy

    OdpowiedzUsuń
  10. Ps. załozyłam nowego bloga --> u-and-me-4ever.blogspot.com
    :D Skomentujesz? :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak ja kocham blogi o piłkarkach *.*
    Chyba będę tu zaglądać częściej ^^
    Liczę , że będziesz mnie informować :D
    Na drugi blog zajrzę no .. na pewno do wtorku , ale teraz święta i nie będzie czasu

    OdpowiedzUsuń
  12. Zapraszam na 15 rozdział http://nie-warta-cierpienia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. http://story-of-arsenal.blogspot.com/ Serdecznie zapraszam na rozdział 12! :-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Uwielbiam twoje blogi;) Nie mogę doczekać się następnego rozdziału:)

    OdpowiedzUsuń
  15. świetny rozdział kiedy pojawi się następny ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się dodać rozdziały na obu blogach jeszcze dzisiaj :)

      Usuń
  16. Strasznie mi się podoba, tak jak "siempre.." z Alexisem <3 Także biorę się za dalsze czytanie twoich rozdziałów. Jestem ciekawa jak pójdzie jej trening :)

    OdpowiedzUsuń